niedziela, 27 maja 2012

Facebook

Nasz blog ma swoje miejsce na Facebooku. Jeśli macie konto to polubcie i piszcie posty. Mam nadzieję, że się postaracie.
Klaus&Caroline
Co do rozdziału VIII, to postaram się go dodać jakoś w tygodniu. Strasznie przepraszam was za nieobecność.

poniedziałek, 7 maja 2012

Rozdział VII

Caroline:
Szłam pewna siebie, ciągnąc za sobą Klausa. Czułam że jest niechętny. Nieudany początek zapunktował, choć Joseph był całkiem miły.Nasza znajomość nie była długa no ale wszystko można zmienić.
Podeszłam do stołu bilardowego i entuzjastycznie przywitałam Elenę i Damona. Ku mojemu zdziwieniu, Klaus też. Więc miał uprzedzenie tylko do Josepha.
- Dołączycie się? - spytał Damon wskazując na kije bilardowe.
-Jasne. - powiedział Klaus.
- Uwielbiam bilard.
- No właśnie wiem. - mrugnął do mnie. - Tyle, że ja nie umiem.
- Nauczę cię.
- Naprawdę? Jestem ciężkim uczniem.
- To nie ma znaczenia kotku.
- Zobaczymy.- tylko wzruszył ramionami.
Czas mijał szybko. Klaus całkiem dobrze sobie radził, w każdym razie Damon lekko powiedziawszy go wkur**** , a on groził że wypruje mu wątrobę. Takie tam przyjacielskie sprzeczki. Ja i Elena rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się, bo ostatnio jakoś nie miałyśmy czasu na spotkanie. Ona zajmowała się Damonem,  Damon nią i Josephem, a ja Klausem i moją mamą.
Gra skończyła się wygraną Damona, który skakał , śmiał się i wrzeszczał:" Pokonałem hybrydę". Podszedł do Klausa.
- Stawiam kolejkę.
- Cztery.
- Dobra.
Ja i Elena stałyśmy ramię w ramię i słuchałyśmy oniemiałe.
- Oni się nie kłócą. - powiedziałam.
- No właśnie.
- Słyszałem to Blondi. - krzyknął Damon.
Pokazałam mu środkowy palec.
- Kochanie. - upomniał mnie Klaus.
- Dobra. - poddałam się.
- Nick, chodź! Szkocka stygnie.
- Wybaczą panie.
Pocałował mnie w czoło i odszedł by dołączyć się do Damona, który już siedział przy ladzie z Josephem. Byłam ciekawa czy Elena dowiedziała się o pokrewieństwie obu panów.
- Możemy pogadać?- z zamyślenia wyrwała mnie moja towarzyszka.
- Jasne.
Usiadłyśmy na naszym stałym miejscu, zawołałyśmy kelnera i zamówiłyśmy koniak.
- Jak się sprawy mają? - spytałam po dwóch szklankach trunku.
- Wiesz, że Joseph jest dziadkiem Damona, prawda? - pokiwałam głową.- To jakiś obłęd. Ty wiesz czego Joseph ode mnie oczekuje? Chce bym miała dziecko z Damonem.
- A ty tego chcesz? Co na to Damon?
Bawiłam się butelką, a ona patrzyła się intensywnie w swoją szklankę.Szybko ją podniosła i wypiła do dna.
- Damon - zaśmiała się smutno. - Damon twierdzi że go pragnie, ale znasz go. W każdej chwili może zmienić zdanie.- Popatrzyła na panów przy barze- A ja... hmm... chyba chce mieć dziecko. Kocham Damona, a Joseph mówi, że do złamania klątwy będzie potrzebne tylko kilka kropli krwi.
- To w czym problem? - polałam nam obu, bo widziałam , że Elena jest zdenerwowana.
- Nie wiem, czy powinnam. Niby oboje tego chcemy, ale jestem jeszcze za młoda. Chciałabym dorosnąć, posmakować życia.
Musiałam ją jakoś przekonać. Mnie samą czeka jeszcze podobna rozmowa z Klausem. Wiedziałam czego chcę, ale nie wiedział cze on. Miałam wrażenie , że samotność daje mu w kość. Zawsze mówił, że chce jedynie by jego rodzina była razem. Niestety nic z tego nie wyszło.
- Bycie matką pomorze ci spełnić marzenia. I jestem przekonana, że Damon byłby wspaniałym ojcem. Wyobraź sobie. Jak dla mnie to całkiem nie zła perspektywa .
Uśmiechnęła się na myśl o Damonie bawiącym się z maluchem, uczącym go jak być taki jak tatuś.
- Na pewno byłoby ciekawie - zaśmiała się- Dzięki, że mnie wspierasz.
- Służę pomocą. - podniosła szklankę. - Zdrowie. Za twoją córkę... czy syna.
Elena posłusznie zrobiła to samo.
 - Za mojego syna.
- Przechyliłyśmy szklaneczki. Tak butelka koniaku skończyła się w pół godziny. Było już około 2 nad ranem, kiedy Klaus zawołał do mnie.
 - Kochanie, pomóż mi wstać.
Jego pijacki ton i śmiech Damona mówił sam za siebie. Salvatorowie upili mi Pierwotnego.
 - Wiesz, musisz w Damonie jeszcze zwalczyć alkoholizm.
 - On jest trzeźwy, zawsze jest. naprawdę ciężko jest go upić.
- Jego tak, ale Klausa już nie. Spójrz na niego.
 Zerknęła w stronę chwiejącego się Klausa.
- No może masz racje. Damon przesadził. Obiecuję, że pożałuje jak wrócimy do domu.
Poszłam z westchnieniem w stronę baru. Chwyciłam hybrydę pod ramię.
 - Przesadziłeś Damonie. - powiedziałam zwracając się do wampira.
- Teraz jest już mój. Upiłem go szkocką.
Przybił piątkę z Josephem.
- Dobra robota.
- To moja  krew. Jestem z niego dumny.
Udał wzruszenie.
- Och dziadziu.- padli sobie w ramiona.
Westchnęłam tylko i pomogłam Klausowi się podnieść. Skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
- Na razie.- krzyknęłam do Eleny i zatrzymałam się przypominając sobie o kolacji. - A, właśnie. Przyjdziecie do nas na kolację? Oczywiście Joseph też jest zaproszony.
Poderwali się i spojrzeli ze zdziwieniem.
- Umm... Chętnie - uśmiechnął się Damon - na pewno możecie nas oczekiwać. - i ukłonił się.

***

- Gdzie masz kluczyki?- dopytywałam się.
Już od jakiś 15 minut staliśmy na parkingu. Nick opierał się nonszalancko o swoje cacko, aby się nie przewrócić, a ja z założonymi rękami próbowałam zdobyć kluczyki do auta. Za każdym razem żądał pocałunku.
- Pocałuj mnie, a wszystko będzie twoje. - powiedział wskazując na Cadillaca.
- Jesteś pijany, nie będę cię całowała! Nie chcę też twojego drogiego samochodu.
- Och, daj spokój. - spróbował do mnie podejść, ale jego własne nogi mu na to nie pozwoliły, więc runął na mnie, twarzą prosto w dekolt gorsetu. - Ups. - zachichotał i złożył krótki pocałunek na mych piersiach. Mimo moich wielkich starań zadrżałam  - Acha!!To jest twój słaby punkt. Pożądanie.
- Klaus - głos mi zadrżał - Daj mi kluczyki.
 - A, co z ... - uformował usta i przymknął oczy do całowanie.
- Ugh...- krzyknęłam - jesteś niemożliwy. - Dobra, ale jak już dasz mi kluczyki i wsiądziesz do samochodu.
Zastanawiał się chwilę. Alkohol niezbyt dobrze na niego wpływał. Na pewno nie a jego inteligencje, którą był wspaniale obdarzony.
- Dobrze. - podał mi kluczyki.
Po wielu próbach, wreszcie udało mi się władować Klausa na tylne siedzenie. Miałam nawet pomysł by wrzucić go do bagażnika , ale szybko go odrzuciłam myśląc o tym w jakim stanie byłby po podróży.
Usiadłam za kierownicą, włożyłam kluczyki do stacyjki i odpaliłam silnik. Ulice były dość ruchliwe, ale spokojnie mogłam rozpędzić się do 100km/h. Nick z tyłu zaczął coś niewyraźnie mamrotać. Obejrzałam się i zobaczyłam jak wkłada sobie na głowę moje nowe figi. Przy tym się głupkowato uśmiechał. Podniósł ręce do góry i nagle się wyprostował chcąc pokazać swoje dzieło. Rąbnął głową o dach auta i przy tym go wygiął. Stęknął głośno. Westchnęłam. 
- A co z buzi-buzi?
- Zdejmij te figi z głowy. - zaśmiałam się.
 Z wyraźnym problemem rozplątywał materiał.
- Nie dostanę nagrody, prawda?- spytał Klaus płaczliwym głosem.
- Nie.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy.


Klaus:
Ból głowy nie pozwalał mi się skupić. Nawet wiązanie sznurówek sprawiało mi kłopoty. Zabiję Damona - pomyślałem. 
Nagle do pokoju weszła Rebekha, a za nią Caroline, obie z kwaśnymi minami. Kłóciły się, czułem że moja głowa zaraz wybuchnie.
- Nick, powiedz swojej blondi, że pieczeń jagnięca jest nieodpowiednia, nudna.
- A co z twoimi homarami?  Nikt nie wie jak je jeść!
- Panienki!! Proszę was, zamknijcie swe szanowne jadaczki! - trzymałem się za głowę i dopiero teraz zauważyłem że nie założyłem koszuli.
Zamilkły. Nareszcie. Myślałem, że ten moment nigdy nie nastąpi. Podszedłem do szafy by znaleźć jakąś świeżą koszule. Przez te ostatnie dni nie miałem czasu na pranie. Załamałem ręce.
- Idę do sklepy, muszę kupić sobie jakąś koszulę, czy coś.- założyłem wczorajszą i skórzaną kurtkę.- Caroline - zwróciłem się do dziewczyny. - Czy zechciałabyś mi towarzyszyć?
- Chętnie, ale tu jest jeszcze tyle do zrobienia... - nie dałem jej dokończyć.
- Daj spokój, Rebekha da sobie radę ze wszystkim. - teraz poważne spojrzenie spoczęło na mojej siostrze - Prawda siostro?
- Prawda Nick. - triumfalny uśmieszek nie schodził jej z twarzy.
- Proszę tylko byś podała pieczeń jagnięcą. Caroline ma rację, nikt z naszych gości, nie będzie wiedział jak się je je.
- Oczywiście. - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Gniew z niej kipiał. Energicznym ruchem otworzyła drzwi, wyszła i trzasnęła nimi.
- Nie przejmuj się nią. - próbowałem jakoś pocieszyć Caroline.
- To nic takiego. Zastanawiam się tylko czemu ona nie znosi mnie aż tak bardzo.
- Nie nie znosi cię. Jest po prostu zazdrosna o to, że teraz to z tobą spędzam czas .
- Więc może oddam jej trochę czasu. Mogę cię odstąpić na parę sekund.
 Podeszła do mnie i chwyciła za kurtkę by zbliżyć swoją twarz do mojej.
- Mowy nie ma. Opiekowałem się Rebekhą przez 1000lat. Chyba będzie umiała sobie poradzić beze mnie. - wymruczałem przy jej wargach. Nasze usta niemal się stykały.
- Jesteś pewien?
- O tak.
Pocałunek był powolny, namiętny. Języki toczyły bój. Nasze ciała stykały się w każdym najmniejszym fragmencie. Z westchnieniem zdjąłem ręce Caroline, które założyła mi na szyję.
- Co się stało? - spytała zdezorientowana.
-  Wiesz, że to nie może trwać wiecznie, prawda?
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zmrużyła oczy.
- Chce przez to powiedzieć najdroższa, że nie jestem do końca pewien o słuszności naszego związku. Przede wszystkim, jestem dla ciebie ciut za stary. - uśmiechnąłem się się smutno. - No i masz Tylera.- spojrzałem w jej śliczne oczy przepełnione strachem i bólem.
- Tyler już dawno mnie stracił, ponownie mnie gryząc.To ty mnie uratowałeś i to wielokrotnie. Nie Tyler. To ty wydajesz się szczerze mnie kochać. To ciebie kocham i w najbliższym czasie nie mam zamiaru tego zmieniać. I jako jeden z nie wielu masz cierpliwość do mojej mamy.
- Ale...
- Żadne ale.Straciłam już ojca. Nie chcę stracić też ciebie, Eleny, mamy, Damona, Stefana czy kogokolwiek kto jest mi bliski, rozumiesz?
Skinąłem głową.
- Wszystko sobie wyjaśniliśmy - wyciągnęła do mnie rękę, a ja ją chwyciłem - To chodź, wybierzemy ci coś ładnego.
Otworzyła drzwi i pomaszerowałem za nią. Ból głowy przestał mi już przeszkadzać, ale i tak na wszelki wypadek wziąłem aspirynę przed wyjściem.




Naprawdę przepraszam że tak długo nie pisałam. W długi weekend więcej pracowałam niż odpoczywałam.
Rozdział moim zdaniem taki średni.
Jak się wam podoba? W następnej notce oczekiwany obiad i mała kłótnia.:)
Jak myślicie, czy pisać krótsze rozdziały czy tak samo długie?
Zapraszam do komentowania i obserwacji bloga.
MordSith