czwartek, 29 marca 2012

Rozdział III

Caroline:
Obudziłam się niewyspana. Dziwne, śniłam o Damonie, a przynajmniej istocie do niego podobnej. Dobra, mniejsza z tym. Muszę się ogarnąć. Dziś zaczyna się drugi semestr, a  przy tym nowe zajęcia... Chyba wybiorę sztukę. Nie jestem w tym dobra, więc muszę się podszkolić.No i będę miała więcej tematów wspólnych z Klausem.
Ubrałam się w letnią czarną sukienkę, a włosy jedynie lekko zebrałam do tyłu i podpięłam czerwoną wstążką. Zjadłam lekkie śniadanie w postaci szklanki krwi i tostów z serem. Przy drzwiach założyłam buty, złapałam klucze, torbę i wyszłam.
Dzień w szkole zaczął się normalnie. Dostałam nowy plan lekcji. Pierwszą miałam chemię, później wprowadzenie do ekonomii, francuski, fizykę dla zaawansowanych, angielski i wprowadzenie do historii sztuki. Plan nie taki zły, ale mógł być lepszy. Pierwsze trzy lekcje były całkiem ciekawe. Horror zaczął się fizyce- nie znosiłam tego przedmiotu. Na dodatek nauczycielka wyglądała jakby cały czas spała. Wykłady były tak nudne, że zasypiałam już na początku zajęć.Angielski przetrwałam  bez większych szkód psychicznych.Na lunch zjadłam grubego jelenia, nie był taki zły, lecz przez mój obfity posiłek spóźniłam się na zajęcia ze sztuki. Pobiegłam do szafki po podręcznik i jak na złość zacięła się.
- Cholera - zaklęła.
- Pomóc ci w czymś?- usłyszałam za sobą ochrypły głos z brytyjskim akcentem. Klaus.
- Nie, dziękuję.- I w tej chwili otworzyłam ją mocnym szarpnięciem.
-No cóż, szkoda.
I pomaszerował dalej.
Co on w ogóle tu robi? - zaczęłam swój monolog - To nie w jego stylu.
Nie zaprzątając sobie więcej głowy ruszyłam do sali nr.69. Delikatnie zapukałam do drzwi i cicho weszłam.Zamknęłam drzwi.
- Przepraszam bardzo za spóźnienie - powiedziałam i spojrzałam n nauczyciela. Zamurowało mnie. No tego się nie spodziewałam. Czy moim nauczycielem nie mógł być ktoś inny?
- To bardzo zły początek, panno Forbes - powiedziała Klaus- niech pani usiądzie w którejś z wolnych ławek.
- Oczywiście, proszę pana.
Zauważyłam, że w sali jest najwyżej 5 osób. Usiadłam jak najdalej od mojego psora. Teraz już wiedziałam co tu robi. Co mnie podkusiło, żeby zaproponować mu  by wykładał historię sztuki? Co mnie podkusiło by w ogóle zapisać się na te zajęcia?
Wspomniałam, że przyszło 5 osób: Chace Sober, Mila Kursti, Paul Rather, Richard Thru, Kahlan Smile.
Wszyscy byli spoko oprócz Milii.Była ona wredną suką, która tylko czekała , aż się potknę.Teraz siedziała naprzeciwko biurka Klausa i uśmiechała się szyderczo. Nienawidziłam jej.W środku cała się gotowałam ze złości.
- Witajcie moi drodzy- zaczął Klaus - od dzisiejszego dnia przez 6 miesięcy będę was  uczył historii sztuki. Może najpierw się przedstawię. Mam na imię Nicolaus, ale mówcie mi Klaus, proszę. Teraz wy się przedstawcie. Zacznijmy od ciebie - wskazał na Milę - śmiało.
Suka posłusznie wstała i przedstawiła się. I tak każdy po kolei, aż doszło do mnie. Postawiłam się do pionu, uniosłam dumnie głowę.Moja sukienka idealnie pasowała do tej sytuacji.Wypadłam wspaniale patrząc cały czas w oczy Klausa.Widać było że był zadowolony mym wystąpieniem, Mila z kolej patrzyła na mnie z nienawiścią. Najwyraźniej mój nauczyciel jej się spodobał. Chwila..., czy ja właśnie pomyślałam "mój"?Nie mogę tak o nim myśleć. To złe. On jest zły. Mniejsza z tym.
-Klausie-odwrócił się do niej - co dziś będziemy omawiać?
- Dziś moja droga omówimy renesans.
Więc przez całą lekcję przegadaliśmy na temat epoki zwanej renesansem. Gdy zadzwonił dzwonek odetchnęłam z ulgą. Moje wyjście starałam się przedłużyć, bo chciałam z nim pogadać, ale chyba nie tylko ja. Mila. Ta rudowłosa zdzira podeszła do Klausa i zaczęła z nim rozmawiać. Ona wyraźnie próbował się jej pozbyć, ale nie dało się jej zbył. Te jego maniery. Westchnęłam. Postanowiłam przyjść mu z odsieczą. Pewna siebie podeszłam do biurka psora.
- Panie profesorze?
- Tak, Caroline?- odpowiedział mi od razu z ulgą i wdzięcznością w oczach.
- Chciałam pana o coś zapytać, ale raczej w cztery oczy. - tu wymownie spojrzałam na Milę.
- Oczywiście. Milo dokończymy tą fascynującą rozmowę  jutro. Żegnaj- pożegnał ją machnięciem ręki.
Mila za to spojrzała na mnie z pogardą i wyszła. Klaus odczekał chwilę i powiedział:
- Nie wiedziałem że młode damy są tak gadatliwe i nieustępliwe w tych czasach.
- Żyjesz już tak długo. Podróżowałeś, zwiedzałeś. Uwodziłeś!!!!! Jak mogłeś nie wiedzieć?
- Może dlatego, bo ty taka nie jesteś.
i znów tego dnia mnie zamurowało. Jak bym mogła to pewnie zaczęłabym się ślinić. Nie wiedziałam co powiedzieć więc w ogóle się nie odezwałam. Wolałam nie palnąć czegoś, a potem jakoś niezgrabnie z tego się wykręcać.
- Hmm.. Więc teraz będziesz tu uczyć. Już wiem przynajmniej co tu robisz. Co cię tu sprowadziło?- spytałam, choć po jego ostatniej wypowiedzi wiedziałam co odpowie.
- Ty - i uśmiechnął się przy tym słodko.
- Czy ty nie umiesz odpuścić?- wybuchnęłam nagle.
- Daj spokój ukochana.
- Przestań mnie tak nazywać!
- Och,Caroline. Daj mi szansę. Jesteśmy z tego samego gatunku. Mogę dać ci wszystko.
- Do cholery z twoimi pieniędzmi.
Tak się wydarłam ,że Mila, która stała po drugiej stronie korytarza za klasą przybiegła sprawdzić co się stało.
- Spokojnie. Miałam zamiar wystąpić w najbliższym przedstawieniu, a do tego jest niezbędna zgoda nauczyciela sztuki. Ale po namyśle, chyba zrezygnuję.
Mila gapiła się na mnie oniemiała. Zastanawiała się pewnie jak można wydrzeć się na jej zdaniem tak wspaniałego Klausa. Zabrałam więc torbę z biurka i już otwierałam drzwi, gdy nagle sama nie wiem czemu powiedziałam prze ramię:
- Jeżeli ty i te twoje teksty już się uspokoją to wiesz gdzie mnie szukać.
Suka która była jedynym świadkiem tej sceny dygotała ze złości jak i nienawiści.
- Uwierz panno Forbes że dalej będę próbował.
I wyszłam, a Mila (czytaj:suka) za mną.
-Przecież to Klaus. Romantyczny i wspaniały, a przy tym przystojny z brytyjskim akcentem. Jak ty... Co to... po co ty z nim w ogóle gadałaś?- zabrakło jej słów.
-Wiesz jak wygląda potwór? On jest doskonałym przykładem.
Biegłam korytarzem w stronę wyjścia. Nie mogłam zostać tam dłużej. Już dawno zgubiłam sukę. Słyszałam jak ciężko duszy niczym pies. Pobiegłam do lasu. Tam oparłam się o drzewo i zaczęłam płakać.


Klaus:
Co ja narobiłem!! Po co to w ogóle powiedziałem?! Przecież wiedziałem jak zareaguje. I do tego  ta Mila. To naprawdę wkurwiająca  panna, choć muszę przyznać całkiem atrakcyjna, ale nie tak jak Caroline. Muszę to naprawić. Nie mogę tego tak zostawić.- w mojej głowie toczyłem z samym sobą monolog.
Zabrałem wszystkie rzeczy i  wyszedłem ze szkoły zmierzając do mojego czarnego Cadillaca.
-Wiem do kogo muszę się udać. Damon.
Miałem już obmyślony plan, gdy do niego dzwoniłem.
-Hallo?- odezwał się uwodzicielki głos.
- To ja, Klaus, więc bądź miły bo wyrwę ci wątrobę.
-Ok
- Spotkajmy się w Grillu, mam do ciebie sprawę. Tak koło północy.
-Spoko stary. Wezmę z sobą Stefcia. Ostatnio jest jakiś przygnębiony.  
-Jak go weźmiesz ze sobą będzie nawet lepiej.
-To na razie potworze - pożegnał mnie Damon.
Rozłączyłem się. Do północy było jeszcze dużo czasu, więc pojechałem do domu. To co tam zastałem nie zaskoczyło mnie jakoś specjalnie.Siedziała na kanapie i popijała koniak z założoną nogą na nogę.
Caroline. Coś mi podpowiadało że tam będzie.


Caroline:
- Co tu robisz?
-Hmm..Tam  w sali trochę mnie poniosło. Po prostu trochę mnie zaskoczyłeś.
-Nie przepraszaj ukochana.
-No to muszę cię przeprosić za to, że piję twój koniak. I to chyba ten jeden z najlepszych.
- Och, Caroline.Najlepsze trunki trzymam gdzie indziej.
Ruszył, a ja za nim. weszliśmy do ogromnego pomieszczenia i stwierdziłam że musi to być jego sypialnia.
- Alkohol trzymam w barku przy łóżku.
Usiadłam na wielkim łożu i zaczęłam się rozglądać.
-Trzymaj - powiedział wręczając mi szklankę z trunkiem.
-Dzięki.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy i czekaliśmy na rozwój wydarzeń popijając raz za razem koniak.
-Lubisz konie. Czemu? - zagadał.
- Kiedy chcą  są nieszkodliwe, ale kiedy się je naprawdę porządnie wkurzy to mogą mocno kopnąć.- tu oboje się roześmialiśmy - To wspaniałe, szlachetne zwierzęta.Chciałabym się nauczyć na nich jeździć.
- Mogę cię nauczyć.
- Naprawdę?- myślałam ze oniemieje z zachwytu.
- Tak. W moich czasach musieliśmy umieć obchodzić się z nimi.
Wstał i podał mi rękę. Ja ją przyjęłam. Skierowaliśmy się w stronę drzwi.
Na tyłach domu stała stajnia. Nigdy dotąd jej nie widziałam, ale się ucieszyłam. Klaus podszedł do jednego z boksów i otworzył go. Weszliśmy do środka. Stała tam piękna czarna klacz. W życiu nie widziałam piękniejszej istoty.
-Jest twoja.- wskazał ręką na konia.- Prawda, ze piękna?
-Tak piękna, cudowna! - podeszłam do klaczy- Czekaj chwilę. Moja?
Skinął głową.
-Po balu często o tobie myślałem. Bardzo kochasz konie, więc pojechałem do stadniny, a gdy po raz pierwszy zobaczyłem Elizabeth... Przypomina mi ona ciebie.
-Nie wydaje mi się. Ale dziękuję , jest cudowna. Elizabeth, tak?- przytaknął- pasuje do niej.
-Taa. Też mi się podoba.
Głaskałam ją przez dłuższą chwilę, na co ona odpowiadała przyjacielskim rżeniem.
-Przyniosę siodło i lejce i możemy ruszać.
-Ok.
I poszedł.Wrócił po paru minutach wszystko co potrzebna. Najpierw osiodłał swojego ogiera - Hadesa, a później mojego. Pomógł mi się wdrapać na Elizabeth, co nie było łatwe bo była ogromna. Wsiadł na Hadesa. Wyprowadził go i zaczął udzielać mi instrukcji jak mam to zrobić. Gdy w końcu oba konie wyszły na zewnątrz, zaczęła się nauka, a że byłam po pary głębszych było to trudniejsze, ale przy tym zabawniejsze.Wspaniale było jeździć po polach w towarzystwie Klausa i przy tym czuć wiatr we włosach.To jednak nie jest jazda Kabrioletem - pomyślałam.
Wjechaliśmy do lasu. Konie z trudem się  przedzierały przez gęstwiny pnączy i różnego rodzaju gałęzi, gdy nagle nagle stanęliśmy na otwartej przestrzeni. Był tam wspaniały widok na całe miasto. Słońce akurat zachodziło , co wzbogacało krajobraz. Zsiedliśmy z naszych towarzyszy i stanęliśmy ramie w ramie napawając oczy pięknem.Klaus odszedł na chwilę, ale po chwili wrócił trzymając w reku kosz piknikowy i koc złożony w kostkę pod pachą.
-Planowałeś to?
-Szczerze mówiąc, to już od jakiegoś czasu.
Rozłożył koc. Usiadłam na nim, a Klaus wyjął butelkę czerwonego wina.
-Znakomicie się zaczyna.- stwierdziłam pod nosem, na co uśmiechnął się delikatnie. Nalał wina do kieliszków i podał mi jeden.
- Wiesz co?Ty mnie rozpijasz.
- Cóż mogę stwierdzić. Taka moja wola - i rozłożył przy tym ręce.
- Chciałam cię o coś zapytać - nagle spoważniałam.
-Pytaj o co chcesz ukochana.
- Czy w tym koszu jest coś do jedzenia? Bo jestem piekielnie głodna.
Roześmiał się kręcąc przy tym głową. Podał mi  bagietkę. Na kocu były rozłożone owoce, masło orzechowe itp.
Nagle coś sobie przypomniałam zatrzymując dłoń w połowie drogi do ust.
- Która godzina?
-19.40 - powiedział zerkając na zegarek.
- Musimy wracać. Zaraz zacznie się mój  serial.
-Chyba żartujesz. Masz swój serial? Nie spodziewałem się że oglądasz seriale.
Wzruszyłam ramionami. Klaus spuścił głowę w geście rezygnacji. 
-Dobra, wracamy - ustąpił jak na dżentelmena przystało.
Zebraliśmy wszystko i ukryliśmy w krzakach. Nicolaus wszedł na swojego konia i czekał na mnie.
- Co się stało?
- Nie dosięgam - powiedziałam ledwie dosłyszalnie.
- Słucham? - jego rozbawienie nie miało granic.
Cały czas się przy mnie śmiał. Nie wiem czy ze mnie, ale i tak to miła odmiana.
-Nie dosięgam - tym razem zeskoczył z Hadesa i podszedł do mnie
-Następnym razem właśnie nad tym będziemy pracować.

Klaus:
Byliśmy u mnie w domu, siedzieliśmy na łóżku i oglądaliśmy serial Caroline. Tylko w moim pokoju był telewizor , więc nie miała wyboru. Teraz wtulona we mnie oglądała z przejęciem losy Paula i Christiny. Objąłem ją moim silnym ramieniem i co mnie zaskoczyło, nie sprzeciwiała się wręcz przeciwnie. Za każdym razem  gdy się czegoś przestraszyła odwracała głowę i łapała mnie za koszulę, za to ja głaskałem ją uspokajająco po włosach.
Po zakończeniu się dwóch odcinków serialu i jakiejś starej beznadziejnej komedii zauważyłem, że Caroline  zasnęła. Był to naprawdę słodki widok. Mocniej ją przytuliłem i zasnąłem trzymając w ramionach me słońce.


***
Obudziłem się ściągany z łóżka. Caroline ciągnęła mnie za nogę i łaskotała w stopę krzycząc:
-Wstawaj! Zaraz się spóźnimy.
- O co biega? - spytałem zaspany przyciskając poduszkę do twarzy.
- O szkołę. Ty się spóźnisz do pracy, a ja na zajęcia. Błagam cię!!!! Wstawaj już. Mam do oddania pracę.
-I co? Masz zamiar iść do szkoły w tym w czym byłaś wczoraj, czy w tym w czym jesteś teraz? Byłoby to bardzo niestosowne. Co by ludzie pomyśleli.
Stała ona w samej bieliźnie. Nie mam pojęcia kiedy się pozbyła ubrań, ale mi to odpowiadało.
- Miałam nadzieję że najpierw pojedziemy do mnie i tam się przebiorę. - nagle stała się nieśmiała.
- Och. Daj spokój Caroline. Myślę, że mam parę rzeczy w twoim rozmiarze.
Podniosłem się i poszedłem do garderoby. Było tam parę strojów moich ofiar, ale ona nie musiała tego wiedzieć. Co po chwili zauważyłem ja sam byłem bez koszuli. Co ta kocica wyrabia? Rozbiera mnie we śnie. Teraz będę bał się zasnąć - pomyślałem.
Chwyciłem ubrania dla Caroline i świeżą koszulę dla siebie.  


Caroline:
Droga do szkoły było długa z domu Klausa.Siedzieliśmy w ciszy , ponieważ... właściwie to nie wiem czy chcę o tym mówić. No dobra. POCAŁOWAŁAM GO!!!!!!!!! Pewnie pomyślicie albo wykrzyczycie : Co?!
To w chwili gdy to się działo w moim umyśle krzyczałam do siebie : Co ty kretynko robisz? To Pierwotny!

Godzinę wcześniej:
- Znalazłem jakieś ciuchy. Mam nadzieję, że coś sobie wybierzesz.
Wszedł podnosząc ubrania by ich nie pobrudzić tachając po podłodze.
- Jasne, połóż na łóżku. - zrobił jak powiedziałam.
Zauważył że coś mnie martwi. Założył koszulę i podszedł do mnie. Dotknął mojego ramienia z czułością.
-Jakoś tak dziwnie się czuję. Chyba głodna jestem. Znowu.- stwierdziłam z niesmakiem.
Ugryzł swój nadgarstek i mi go podał.
- Proszę, nie krępuj się. Nasza krew jest o wiele bardziej odżywcza od ludzkiej. 
- Jesteś pewien?Jestem naprawdę bardzo głodna - zaczęłam z nim flirtować.
Przybliżyłam się  do niego  i chwyciłam jego rękę przy łokciu.
- Uwierz mi kochana, wiem co robię.
Moja twarz pociemniała, a kły zaczęły wyrastać. Przez cały czas wpatrywałam się w  jego oczy. Głód mną kierował, ale jak to sobie przemyślałam to chyba sama tego chciałam.
Wbiłam kły w jego nadgarstek. Była taka smaczna , słodka, a zarazem... sama nie wiem. KREW. To jej pragnęłam , chyba bardziej od samego Klausa. Nie wiem ile to trwało. Według mnie wieczność, ale według mojej"przekąski" 3 minuty. Słyszałam jak jęknął z bólu zmieszanego z pożądaniem. Wypiłam o wiele mniej niż zwykle, ale byłam pełna. Jeśli wypiłabym jeszcze kropelkę więcej, wybuchłabym.
Puściłam jego rękę i otarłam usta.
-Czy jeszcze doskwiera ci głód? - głos Klausa był słaby, lecz pewny siebie.
-Nie,za to pewnie teraz ty umierasz z głodu.
- A żebyś wiedziała.
I wtedy to się stało: Na początku pocałunek był delikatny i zmysłowy, potem przerodził się w coś gorętszego. Wczepiłam się w jego kręcone ciemne włosy, by zbliżyć go do siebie. Kolejny raz jęknął, tym razem z rozkoszy. To było niesamowite stworzyć takiego Klausa, widzieć go takiego... namiętnego. To była nowość dla nas obojga.
Pierwsza się opanowałam i odsunęłam go od siebie. Wpatrywaliśmy się w siebie zdyszeni. 
- Chyba trochę się zapędziliśmy - stwierdził Klaus zmieszany. 
- Chyba... Chyba powinniśmy o tym nie wspominać.
- Też tak myślę.
Ubraliśmy się jak najszybciej. Przez cały ten czas panowała cisza. Zamieniliśmy może dwa zdania. Przy wyjściu przepuścił mnie w drzwiach i uśmiechnął się. W samochodzie wypił torebkę krwi próbując mnie namówić na chociaż łyk, ale odmówiłam zapewniając że już się najadłam.

 Jechaliśmy już jakieś 15 minut. Na pewno się spóźnimy. A co gorsze, ale tylko przez jakiś czas Klaus zatrzymał się na poboczu przecznicę od szkoły.
-Co się stało? Dlaczego się zatrzymaliśmy?
-Musimy porozmawiać. 
- Ale zaraz się spóźnimy.
- O to się nie martw. Już do nich dzwoniłem ze dziś mnie nie będzie. A ty też jesteś usprawiedliwiona.
- No dobra.
-Ukochana, posłuchaj mnie - chciałam coś powiedzieć ale on przytknął mi palec do ust - teraz ja mówię. Przemyślałem sobie to wszystko i nie powinniśmy odrzucać w niepamięć ostatnie zdarzenia. Jeśli chcesz żeby to się skończyło po prostu powiedz. Ja jednak wiem że dzisiejszy incydent wiele znaczył nie tylko dla mnie, ale dla ciebie też.
Miałam dość tej gadaniny. Podniosłam się i obiełam jego twarz.
-Skończysz już gadać? Czy mam cię uciszyć?
- Chyba wolę to drugie - powiedział z łobuzerskim uśmiechem. Pocałowałam go,więc kolejny raz. Jego usta były tak miękkie, gorące i zmysłowe. Zaczęłam całować Klausa namiętniej, gwałtowniej, co on z mocą oddał. Nasze języki się spotkały. 
Nagle poczułam , że coś walnęło mnie w tył głowy. Opadłam na ukochanego, który delikatnie położył mnie na tylnym siedzeniu i pognał za sprawcą. Ja za to osunęłam się w ciemność gdzie nie było już ciepła i namiętności które przed chwilą czułam. 
 




No tak jak chcieliście jest o wiele dłużej. Nie ma tyle akcji, ale musiałam jakoś wprowadzić do tego co będzie się działo teraz. Jak myślicie spełniłam wasze oczekiwania?
Komentujcie proszę szczerze a ja postaram się poprawić to co złe
MordSith

Uwaga!

Nie będzie 2 części 2 rozdziału. Ale za to mam dla was dobrą wiadomość... Będzie rozdział 3 !!!!!
Zaczęłam pisać tą druga część, tyle że zrobiło się z tego bardzo dużo tekstu.
Kolejny rozdział (3) dodam najpóźniej jutro wieczorem, ale możecie spodziewać się też czegoś nowego dzisiejszego wieczoru.
Pozdrawiam
MordSith

czwartek, 22 marca 2012

Rozdział II cz.1

Caroline:
Miałam bardzo dziwny sen. Śniłam o Klausie, co napawało mnie przerażeniem. Uratował mnie przed jakimś kretynem, który chciał mnie zakołkować.
Jednak gdy się obudziłam uświadomiłam sobie, że to mógł nie być sen, lecz rzeczywistość. Znajdowałam się w przestronnym salonie, a koło mnie znajdował się mężczyzna moich  marzeń. Chętnie cofnęłabym te myśli, bo był przy mnie Klaus.
Uśmiechnął się i wydawało się, że szczerze.
-Jak się czujesz skarbie?- spytał z czułością w głosie.
-Do...dobrze. Chyba- odpowiedziałam niepewnie- Co ja tu robię?
-Jakiś człowiek rzucił się na ciebie z kołkiem, więc oderwałem mu głowę. Chyba cito nie przeszkadza?
Ach,ten brytyjski akcent mnie rozwalał.
-Nie oczywiście. Właściwie to ci dziękuję.
-Nie ma za co :)
Zastanawiałam się co pomyślałby Tyler, gdyby tu był. Kogo miałam wybrać? Hybrydę która specjalnie dla mnie chce się uwolnić od Klausa, czy hybrydę, która tylko przy mnie była inna, niemordercza. Hmm... ciężki wybór. A może najpierw niech Klaus się namęczy. Nie będę łatwa , niech na mnie zasłuży. Tyler się napracował i dalej to robi.
-Słuchaj, Klaus.zabrałbyś mnie do domu? Mama na pewno się martwi.
-Naturalnie ale najpierw...
Podszedł do szafy i wyjął bardzo ładny płaszcz. O dziwonie był on męski. Pewnie Rebeka go tu zostawiła- stwierdziłam.
-Proszę-podał mi go uprzejmie- na zewnątrz jest zimno.
-Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony.
Nie byłam pewna co mam zrobić, więc tylko usiadłam i bardziej otuliłam się kocem. Klaus przyglądał mi się z zadowoleniem. Było tam naprawdę przytulnie. Nicolaus miał naprawdę dobry gust i każdy o tym wiedział.
Podszedł do stolika w whiskey i nalał w dwie szklanki, po czym jedną dał mi, a drugą sobie zostawił.Usiadł obok mnie wygodnie, rozłożył się i zaczął sączyć płyn. Ja od razu przechyliłam szklankę do dna. Spojrzał na mnie rozbawiony. Zapanowała niezręczna cisza. Poprosiłam o dolewkę, gdy tylko opróżniłam wstałam i podeszłam do kominka. Na półce obok zauważyłam szkicownik. Sięgnęłam po niego lewą ręką. Wahałam się przez chwilę przed otwarciem go. Wzięłam głęboki oddech , ponieważ na pierwszej stronie był mój portret i wydawało mi się że naszkicował go niedawno bo był to mój śpiący portret okryty kocem. Na kolejnych stronach kolejne szkice. Była tam kopia rysunku który od niego dostałam. On był w tym naprawdę dobry , w ogóle dużo wiedział o sztuce.
-Piękne- stwierdziłam-to naprawdę jest świetne.
Nagle znalazł się obok mnie.
-Obiecuję ci, jeśli jeszcze ruszysz moje rzeczy osobiste wyrwę ci płuco.
Przestraszyłam się nie na żarty.Widać było że nie jest zadowolony z mojego znaleziska. Na jego twarzy pojawił się morderczy wyraz.
- Wybacz, nie chciałam.
-Może lepiej cię odwiozę.
Już szedł w stronę drzwi, a ja jak kołek stałam w miejscu. Gdy w końcu się ruszyłam chwiejnym krokiem, widziałam na jego twarzy rozczarowanie i złość na samego siebie.
Jak dżentelmen otworzył mi drzwi przy okazji pożerając mnie wzrokiem. Wsiadłam i czekałam , aż obejdzie swojego czarnego Cadillaca.



Klaus:
Byłem...smutny. Wszystko było w porządku dopóki nie znalazła tych szkiców. Poczułem się okradziony. Dla niej  zrobiłbym wszystko , ale nie chcę żeby dowiedziała się czegoś o mnie nie ode mnie.
Właśnie odwoziłem Caroline do niej. W aucie panowała niezręczna cisza, więc włączyłem radio i nastawiłem na jakąś starą stację nadającą  fajne kawałki z lat 80-tych.Caroline się uśmiechnęła. Trzeba sobie zanotować: Caroline lubi stare piosenki.
-Przepraszam cię- wyznała, wyrywając mnie z zamyślenia - Szczerze.
-Wiesz, była w moim życiu kobieta w latach 50-tych. Zakochałem się w niej. Zrobiłem wszystko jak nalezy, byłem w stanie dać jej wszystko, a ona się okazało, miała męża, więc go zabiłem. Było to morderstwo doskonałe, nikt nawet nie pomyślał o mnie jako o zabójcy. Pocieszałem tylko tę kobietę, chciałem, aby sama się we mnie zakochała. Nie chciałem jej do tego zmuszać. Ona jednak była wierna temu jednemu, po którym tyle rozpaczała. Opowiedziałem jej nawet swa historię. Co dziwniejsze, to ona o to poprosiła, do dzisiaj nie wiem jak się dowiedziała. Była przerażona moimi dokonaniami. Nie chciała mnie znać. Sam byłem zrozpaczony przez 2 dekady, gdy nagle znikąd pojawił się Stefan. Przywrócił on moje mordercze zmysły.
-Do czego zmierzasz? - byłam zdziwiona że opowiada mi coś o sobie.
-Chciałem przez to powiedzieć, że chyba znów czuje, to co kiedyś. Zataczam błędne koło.
-Nie możesz tak myśleć.
-A jednak najdroższa.
Byliśmy w centrum Mystic Falls. Dom Caroline mieścił się na jego obrzeżach.
Chyba źle zrobiłem opowiadając jej to Po prostu chciałem by poznała choć część mnie. Nie chcę był dla niej tajemnica, mordercą i okrutnym wampirem. Pierwotnym.
-Życie przez 1000 lat dużo cię nauczyło, prawda?
- O tak. Cała moja rodzina jest przykładem naszej bezmyślności. Jak powiedział Elijah to nie matka stworzyła potwory, tylko my sami. Zawsze i na zawsze.



Caroline:
- Czy wiesz czemu Katherine nakarmiła mnie krwią a później zabiła bym przeszła przemianę?- pokręcił głową- chciała bym przekazała wiadomość Salvatorom.
- Katarina. Muszę ją unieszkodliwić. Sprawia zbyt dużo kłopotów.
- Nie chcę żebyś ją zabijał. Ja tylko chciałam żebyś ty poznał trochę mojej historii.
Nic mi na to nie odpowiedział. Skręciliśmy w moją ulicę. Cieszyłam się że wreszcie będę mogła położyć się w swoim łóżku, ale nie chciałam opuszczać Klausa. Po tym co mi wyznał zaczęłam go widzieć w lepszym świetle. Następnego dnia miałam iść do szkoły co jeszcze bardziej pogorszyło mi humor.
-Dzięki za podwiezienie.
Już chciałam wyjść gdy on powiedział:
-Caroline, przepraszam za całą ta sytuację z tymi szkicami. Mam nadzieję ze nie trzymasz długo urazy.
- To ja chciałabym cię przeprosić , ale i przy okazji podziękować za uratowanie mnie i zaopiekowanie. Jestem ci naprawdę wdzięczna. A co do tych szkiców, to chciałam tylko powiedzieć, ze mnie to nie uraziło, wręcz przeciwnie. Z twoją wiedzą o sztuce mógłbyś gdzieś wykładać, wiesz?
Zrobił zdziwioną minę na co pocałowałam go w policzek na pożegnanie i wyszłam.Skierowałam się do drzwi, ale z trudem powstrzymałam się od obejrzenia się za siebie. Wsadziłam klucz do zamka i otworzyłam drzwi. Gdy je zamykałam posłał mi pełne smutku i tęsknoty spojrzenie i odjechał.
Mamy na szczęście nie było, dzięki czemu nie musiałam się tłumaczyć z zaistniałej sytuacji. poszłam do swojego pokoju, chwyciłam jakąś rozciągniętą koszulkę i szorty służące mi za pidżamę. Podczas prysznicu dałam moim myślom podryfować. Musiałam to sobie wszystko ułożyć. Tyle że to nie było takie proste jakie się zdawało.
Gorąca woda mnie zrelaksowała. Zakręciłam wodę , wytarłam się do sucha, przebrałam i poszłam do łóżka. Zbyt dużo się działo, musiałam z kimś o tym porozmawiać. przez natłok myśli szybko zasnęłam. Śniłam nie wiedzieć czemu o Damonie.




Pierwsza część drugiego rozdziału. Jest dłuższy ale nudniejszy. Już mam część drugiej części więc kolejna notka powinna być za parę dni.
MordSith


Zapraszam do komentowania :)

niedziela, 18 marca 2012

Rozdział I

Klaus:
Siedzę i znów rysuję Caroline. Ten kominek źle na mnie działa- pomyślałem.
Rozmyślanie o niej na pewno nie pomoże mi w zdobyciu jej. To twarda wampirzyca, dlatego mi się podoba.
Przypomniałem sobie naszą pogawędkę przed Grillem i to jak ona lubi konie- zauważyłem to gdy zaprosiłem ją na bal. był to niesamowity wieczór. Od tamtego czasu wciąż opracowuje plan jak mógłbym... właściwie to co ja chcę zrobić? Być, przebywać z nią, cieszyć się jej szczęściem. muszę o nią walczyć! Zgniotłem papier ze szkicem jej pięknych oczu i wrzuciłem do kominka. Już od jakiegoś czasu palę wszystkie jej portrety.
Złapałem kurtkę i wyszłem.
Musze iść do Grilla. Może spotkam tam Caroline?- powiedziałem sam do siebie.
Wtedy jeszcze nie byłem świadom jak dobrą podjąłem decyzję.

Caroline:
Czemu Elena się tak spóźnia?
Siedziałam w Grillu i czekałam na Elenę która miała przyjść na nasze co tygodniowe spotkanie.Tyle się działo że praktycznie nie miałyśmy dla siebie czasu. Nie do końca umiałam sobie poradzić ze swoim życiem. Mój chłopak wyjechał. A, no i do tego dochodzi Klaus. Klaus. Klaus. Cały czas starał się ze mną przypadkowo spotkać. Najgorsze jednak było to że zaczynałam go lubić. Starałam się tego nie okazywać i jak na razie udawało mi się to.
Muszę do niej zadzwonić. Ile można czekać?!- stwierdziłam
Wystukałam numer Eleny e telefonie. Po czterech sygnałach odebrała.
- Tak?
- Cześć.  Gdzie ty jesteś? Miałyśmy się spotkać, a ty się gdzieś szlajasz. Jeśli zaraz tu nie przyjdziesz, to pewna jestem, że Klaus zjawi się tu zamiast zamiast ciebie na białym koniu.
- No co ty. Może Klaus jest dziwny i morderczy, ale przy tym uroczy. Powinnaś dać mu szansę.
- Daj spokój. Cały czas mi to mówisz. To jak, przychodzisz?
- A, no tak.Zapomniałam całkiem o naszym spotkaniu. Wybacz. Przysięgam ci , że jakości to wynagrodzę, ale teraz nie mogę rozmawiać.
-Wspaniale, dziękuję ci bardzo. Nie licz, że ci to pójdzie płazem.
I się rozłączyłam. Nie było sensu bym tam dłużej tkwiła, więc wypiłam do końca mój koniak i najzwyczajniej w świecie wyszłam. Miałam zamiar pójść jeszcze do nowego sklepu z bielizną, który otworzyli za rogiem. Zastanawiałam się chwilę nad tym.Miałam przejść przez mroczną, nie uczęszczaną uliczkę.
Do licha!!- pomyślałam - Co mi się tam może stać?! W końcu jestem wampirem, jedynym zagrożeniem dla mnie może być inny przedstawiciel mojego gatunku, lub jakiś świr z kołkiem.
Pewnym siebie krokiem ruszyłam na przód. Nagle przed mną zobaczyłam zdechłego kota. Zrobiło mi się go żal. Chciałam do niego podejść gdy jakaś wysoka postać wyskoczyła nie wiadomo skąd i  ogromną prędkością rzuciła się na mnie z kołkiem. Jakie zrządzenie losem, dopiero o tym myślałam.
Zrobiłam unik ale mężczyzna i tak zdołał mnie przewrócić.
 Usiadł na mnie. Jego kołek był tuż przy moim  sercu, gdy coś, a raczej ktoś zdjął go ze mnie i oderwał mu głowę od reszty ciała jak by nigdy nic. Byłam przerażona. Znałam tylko jedną osobę, która była tak bezwzględna. Zero litości. Klaus.
Moim oczom ukazał się przystojny, wysoki, o idealnej posturze mężczyzna, a raczej  wampir, który wpatrywał się we mnie z troską w swoich błękitnych oczach . Było w nich coś wspaniałego , ale zarazem przerażającego. Uśmiechnęłam się lekko z wdzięcznością i zemdlałam. Zdążyłam tylko pomyśleć- Może on nie jest taki zły? 


Klaus:
Już miałem otwierać drzwi do baru, gdy usłyszałem bardzo znajomy krzyk.Caroline!!!!!!!- tylko o niej pomyślałem i już wiedziałem że coś się stało.
Pognałem z prędkością wampira za głosem. Zobaczyłem tam mą ukochaną i tego biedaka którego zabiłem. Nie myśląc za dużo podkradłem się od tyłu i odciągnąłem go od niej.Ten skurwysyn, siedział na niej okrakiem, to jeszcze pogorszyło  jego sytuację. Zdarzyłem tylko spojrzeć mu w oczy i oderwałem mu głowę. W jego wyrazie twarzy wydawało się coś znajomego ale tym postanowiłem zając się później.
Przeniosłem wzrok na Caroline, która zdążyła  jedynie lekko się uśmiechnąć i zemdlała.
Podeszłem do niej i wziąłem w ramiona.Zabiorę ją do mnie.- zacząłem myśleć jasno - Teraz gdy matka uciekła z Finem, wszyscy się wynieśli . Mam dom dla siebie. Została jedynie Rebeka, ale ona się przeprowadziła i szuka informacji na temat sadzonki Białego Dębu. Elijah gdzieś wybył, ale jestem pewien że wróci, lecz na pewno nie teraz.Ona musi odpocząć.
Podbiegłem więc do mojego auta. położyłem ją delikatnie na tylnym siedzeniu i wsiadłem za kierownicę.Spojrzałem jeszcze raz na jej cudowną twarz. Była taka bezbronna i urocza gdy była nie przytomna. Zresztą jak jest przytomna też taka jest, ale dochodzą do tego jeszcze inne cechy. Teraz blond włosy Caroline były rozsypane dookoła jej głowy. Ona jest tak piękna. Od samego początku widziałem w niej coś wspaniałego.
W cisnąłem gaz do dechy. Mknąłem przez ulice Mystic Falls i dalej rozmyślałem.
Jedynym problemem był Tyler Lockwood - chłopak Caroline, który wyjechał na czas bliżej nie określony. Po co zmieniłem go w hybrydę? -zastanawiałem się- mam przez to masę kłopotów.
Jeszcze jedna przecznica i będziemy na miejscu.
Caroline zaczęła się niespokojnie wiercić. Muszę się pospieszyć- stwierdziłem.
Już widziałem podjazd. Ostro zahamowałem. Wyszłem, otworzyłem tylne drzwi, znów- z wielką uciechą - wziąłem moję ukochaną w ramiona i pomaszerowałem w stronę drzwi. Po drodze wpatrywałem się w śpiącą twarz Caroline. Nim się zorjętowałem stałem już przed potężnymi drzwiami wejściowymi z dębu. Sprawnie je otworzyłem i weszłem do dużego salonu. Moją inspiracją był dom Salvatorów, ale jednie inspiracją.
Położyłem ukochaną na bardzo wygodnej kanapie, przykryłem ją kocem i czekałem, aż się obudzi z niepokojem. Wziąłem więc szkicownik i ołówek i narysowałem śpiącą Caroline. Podczas snu powiedziała,  a raczej wyszeptała tylko jedno słowo. KLAUS.








No tak. Już od dawna ta historia chodził mi po głowie, więc po prostu przelałam ją na ten blog.
Co powiecie o pierwszym rozdziale. Proszę komentujcie po nich zastanowię się czy mam pisać dalej.
MordSith