środa, 26 grudnia 2012

Rozdział X


Caroline:

Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Klaus był tak pochłonięty rozmową z Sally, że nie zauważył mojego powrotu. Stałam za ścianą przy wejściu.
-Lori – wyszeptał Klaus.
- Poznałeś mnie. Nie dziwi mnie to. Zawsze odznaczałeś się swą inteligencją.- Chwila przerwy – Wyleczyłeś się już.
Skądś znałam to imię. A tak! Rebekha powiedziała mi, że Klaus zakochał się tylko w jednej dziewczynie. Ja na to, że o tym wiem. A ona, że miała na imię Lori.
Zazdrość odezwała się we mnie. W wampirzym tempie opuściłam rezydencję Pierwotnych. Chciałam być sama. W stajni Elizabeth prychała na Hadesa. Uciszyłam ją głaszcząc po pysku. Osiodłałam jak nauczył mnie Klaus. Klaus. Przez ostatnie tygodnie całe moje Zycie było z nim związane.
Klacz tego dnia ochoczo pognała przed siebie, czując, ze coś mnie trapi. Skierowałam ją nad urwisko, tam gdzie ostatnio zabrał mnie Nicolaus. Razem z Elizabeth zostawiłyśmy za sobą wszelkie kłopoty, smutki i cienie, które nas dręczyły. Czułam z nią jakąś więź. Niewytłumaczalną.
Gęsty las szybko ustąpił pięknemu krajobrazowi. Zsiadłam z konia, zdjęłam siodło i położyłam na ziemi. Lejce przywiązałam do pobliskiego drzewa, gdzie zaledwie metr dalej płynął strumień. Wyjęłam za krzaków koc piknikowy i zrobiłam sobie z niego posłanie. Rozpaliłam ogień i przyniosłam drew na opał. Położyłam się, za poduszkę służyło siodło. Po kilku chwilach po policzkach zaczęły lecieć łzy. Usiadłam i zapatrzyłam się w ogień. Nie po raz pierwszy byłam sama, lecz tym razem odczuwałam to wyjątkowo silnie.

 

***

Słyszałam trzask łamanych gałęzi.
- A tylko spróbuj mnie tknąć, to ci flaki wypruje.
Z głębi lasu dobiegł mnie cichy chichot mężczyzny. 
Widziałam tylko zarys, lecz to mi wystarczyłoby stwierdzić, że facet był boski. Wyłonił się powoli z cienia potężnego dębu. Pół długie prawie czarne włosy, zielone oczy, dobrze zbudowany i wysoki.
-Jesteś tego pewna?
-Teraz już nie tak bardzo- uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
-Miło mi to  słyszeć.
Facet wyglądał na dwudziestoparolatka. Miał prosty nos i zmysłowe usta, wystające lekko kości policzkowe.
Podszedł do mnie, a ja wskazałam mu gestem dłoni aby usiadł.
-Kto zasłużył sobie wypruciem flaków?-  zawahałam się z odpowiedzią, wiec dodał – Jeśli można spytać.

- Pokłóciłam się  z chło… właściwie narzeczonym.
- O co poszło? – spytał dorzucając drewna do ogniska.
-Usłyszałam jak gada ze swoja byłą.
-I co z tego wywnioskowałaś? – teraz bawił się patykiem.
- Że on cały czas coś do niej czuje. – spojrzałam na faceta siedzącego obok. – A ciebie co tu sprowadza?
Skrzywił się zastanawiając ile może mi wyjawić.
- Wysłałem moja żonę na „misję” ,a wcześniej pokłóciłem się z nią… - uniosłam brwi do góry - … o jej byłego.
Zaśmiałam się. Jakoś ufałam temu człowiekowi, choć jestem pewna że nigdy wcześniej go nie spotkałam.
- Mamy coś wspólnego.
- Taa… - westchnęłam.
-Znasz tu jakąś knajpę gdzie można upić się w trzy dupy? – spytał uśmiechem .
  Ostatnie zdarzenia jakby uszkodziły mój mózg. Przeszkadzały w myśleniu.
- Jest Grill, tam zbiera się całe miasteczko.
-  Więc chodźmy – jak dla mnie zbyt entuzjastycznie.
Wstał i wyciągnął do mnie rękę. Ujrzałam pulsujące żyły i poczułam uwieranie w dziąsłach.
- Jestem głodna. – oświadczyłam, złapałam nadgarstek mężczyzny i wbiłam w niego kły.
On z niezwykłą szybkością i siłą, większą od wampira odciągnął mnie od siebie przybijając do pobliskiej wierzby.
-Kim jesteś? – zdołałam wykrztusić.
- Wampirem. Oj, nie przedstawiłem się. Jestem Gideon – znów ten tajemniczy błysk w oku.- A ty jesteś głodna, tak mi się zdaje.
- Trochę – poluźnił nieco uścisk dłoni na moim gardle.  Po chwilowym namyśle puścił mnie.
- Gdzie jest ten Grill?
- W centrum miasta.
Wyszedł przede mnie i schylił się.
- Wskakuj. – widząc moją minę uśmiechnął się już całkiem swobodnie.  – Szybciej. Nie bój się. Wskakuj mi na plecy. Szybciej zaspokoimy twój głód, a ja muszę się jak najszybciej napić – zachichotałam.

Klaus:

Usłyszałem jej chichot. Pognałem w stronę jej głosu, lecz nikogo nie zastałem. Polanka, czego byłem pewien, niedawno… Wciągnąłem głęboko powietrze. Wyczułem Caroline i jakiś nieznany mi, męski zapach, niczym odór.
Nie mogłem znieść myśli, że mogła być z kimś innym. Za drzewa usłyszałem parsknięcie. Nie zauważyłem, że przez cały czas Elizabeth stoi tam samotnie. Podszedłem do niej i puściłem wolno.
Musiałem odreagować.
Wróciłem do domu, wziąwszy dwie torebki krwi i szklaneczki, poszedłem do lochów, by spotkać się z Sally. Stała tak jak ja zostawiłem. Uniosła głowę i uśmiechnęła się lekko z satysfakcją.
- Wróciłem – powiedziałem i podniosłem wysoko krew – Głodna? – spytałem – Chyba tak. Kły ci wyrastają.  
Położyłem szklaneczki na stoliku w rogu i wlałem do nich szkarłatny napój bogów. Wampirzyce uwolniłem z okowów lin nasączonych werbeną, które ją więziły.
- Dzięki – powiedziałam rozcierając sobie ręce.
- Proszę bardzo . – podałem jej krew, którą wypiła jednym tchem.
By się nie fatygować nalewaniem płynu i brudzeniem naczyń, chwyciła torebkę i opróżniła ją.
- Masz w sobie ducha – stwierdziłem , a ona spojrzała na mnie z powątpiewaniem. Przeniosłem wzrok na szklankę i westchnąłem. – Muszę się napić.
Już stałem u podnóża schodów, gdy przypomniałem sobie o dziewczynie stojącej samotnie w pomieszczeniu obok.
- Też idziesz?
  Wyszła na korytarz i przyjrzała mi się.
- Jasne. – zgodziła się po chwili zawahania.


***


Już z dala usłyszałem ten piękny i jakże wyrazisty śmiech. Wbiegłem do lokalu wiedząc, iż znów ja zobaczę.
Siedziała przy barze popijając szkocką i flirtując z jakimś gościem, nie zważając na  ludzi wokół. Lori stanęła obok mnie i wpatrywała się w mężczyznę przy Caroline.
-On mi kogoś przypomina – stwierdziłem przekrzywiając głowę.
-Nie dziwie się – odpowiedziała z ironią w głosie.
Podeszliśmy  do nich.  Caroline spostrzegła nasze nadejście.  Jej towarzysz, również zauważył, że coś jest nie tak. Odwrócił się do mnie i stanęliśmy twarzą w twarz.
Wtedy go poznałem.
-Co robi tu tak suka, Klaus! – spytała ostro Caroline.
- Mogę zadać ci to samo pytanie. Gideonie – spojrzałem na niego.
Był szczerze zdziwiony. Uśmiechnął się zadziornie.
- Poznałeś mnie.
- Nie, po prostu skojarzyłem fakty.
Głowa Caroline przechodziła ode mnie do Gideona.
- Czy coś mnie pominęło? – spytała.
- Czy coś cie pominęło? – drażniłem się z nią – Tak! Wtedy gdy uciekłaś.
- Ooo… - wydawała się być zawstydzona.
- Nie masz czego się wstydzić skarbie -  mężczyzna pocieszył moją ukochaną – Zazdrość to normalka. – Wzruszył ramionami i spojrzał na Sally.  – Moja żona i ja kłócimy się na okrągło, lecz kochamy się i to przezwycięża wszystko.
Zdziwiły mnie jego słowa, Caroline zresztą też, tyle, że tym, że Sally jest jego żoną.
- Ona…- wskazała palcem na wampirzycę – jest… twoją… żoną?
- A jakże inaczej?!
Niepokoił mnie przebieg wydarzeń. Czułem, że cos się szykowało. 
Wyciągnąłem rękę do dziewczyny siedzącej przy barze.
- Chodź Caroline. Wracamy do domu.
Jak zahipnotyzowana podała mi rękę i poszła za mną do auta.
Gideon  i Lori zostali w lokalu rozwiązując swoje własne problemy.



***



Caroline leżała na łóżku i przyswajała zdobyte informacje.
- Więc nic cie z nią nie łączy, tak? – spytała po raz setny.
-Nic. – Stwierdziłem dobitnie. – Okazało się, że po moim odejściu Gideon ją znalazł, zakochał się w niej, zmienił jej wygląd i przemienił w wampira.
Wciąż nie dawała za wygraną.
- Ale widziałam jak na ciebie patrzy…
- A czy ja na nią patrzyłem z uczuciem? Nie. – zrobiłem chwile przerwy, by przemyślała to co powiedziałem -  O Gideona też nie jestem zazdrosny. -Spojrzała mi w oczy – Daj spokój Caroline.
Zastanawiała się przez dłuższą chwilę. Za to ja pozwoliłem sobie na nacieszenie wzroku widokiem jej ciała.
- Dobra – powiedziała w końcu.
- Świetnie.
Położyłem się koło niej.
- Myślę, że już czas.
- Czas na co?
- Na dziecko. – odparła
Wpatrywałem się w nią oniemiały.
- Serio?
- Odpowiedź: tak czy nie?
- Tak – odpowiedziałem bez namysłu.
Rzuciła się na mnie i zaczęła całować namiętnie.
- Takiej odpowiedzi się spodziewałam.
Usiadła na mnie, a pocałunki stały się bardziej natarczywe, ale w jakimś sensie radosne.
Caroline zaczęła rozpinać guziki mojej koszuli. Zrobiła to szybko i z gracją.
Później była moja kolej. Rozerwałem jej cieniutką różową koszulkę, po czym zauważyłem ,iż szorty już leżą na podłodze.
Przeniosłem się na górę i wszedłem w nią.
Po całonocnym „godzeniu się” padliśmy wykończeni.  Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy i zaspokojony. 


Kochani, kolejny raz muszę was przepraszać za tak długie nie dodawanie rozdziałów. 
Proszę nie rezygnujcie z Klausa&Caroline, tylko wpadajcie i sprawdzajcie czy nie dodałam czegoś nowego. Czasami mogą być tak długie przerwy jak ta. No niestety, też nie jestem z tego zadowolona. 
Rozdział dedykuję Vamp-miss i Angel Madame ta to że... same wiedzą za co ;*
Proszę o komentowanie, chce wiedzieć ile osób po tak długiej przerwie jeszcze czyta te opowiadanie. 
Dzięki za to że ze mną jesteście :*