piątek, 1 lutego 2013

Rozdział XI



Caroline:
- Chyba dobrze się bawiliście? – Spytał Elijah unosząc brwi znacząco.
Mina mi zrzedła.
- Bez obaw. Moją siostrę zabrałem na kolacje, kiedy tylko się zorientowałem, co się szykuje.
Odetchnęłam.
Elijah podał mi szklankę soku pomarańczowego
- Dziękuję.
Staliśmy w kuchni, ja koło lodówki, a on za blatem.  Podszedł do mnie i powiedział:
- Cieszę się, że będziesz częścią naszej rodziny i że będę wujkiem.
Zachowywał się jak opętany. Wziął mnie w ramiona, serdecznie ucałował w policzek i zakręcił wokół własnej osi.
W tej chwili do kuchni wszedł Klaus, spojrzał na nas z udawanym oburzeniem.
- Zdradzasz mnie w moim własnym bratem?!
Wyplatałam się z uścisku Elijaha i pognałam da hybrydy.  Pocałował mnie namiętnie i przytulił.
- Czas do szkoły. – Oznajmił smutno.
- O cholera. Całkiem o niej zapomniałam.  
Rzuciłam się do schodów i pobiegłam do pokoju Klausa.  
„Muszę przynieść tu trochę swoich rzeczy” – pomyślałam.
Porwałam granatowa sukienkę wiązana na plecach, czarne szpilki i czarną torbę.
Miałam świetny humor, więc założyłam srebrny długi łańcuszek i kolczyki. Przeczesałam włosy i zajęłam się makijażem.
Gdy malowałem rzęsy poczułam delikatne pocałunki na szyi.
-Klaus – przewróciłam oczami – nie mamy na to czasu.
Usłyszałam przy uchu ciche mruknięcie niezadowolenia, od którego przeszły mnie ciarki. Złapałam go za rękę i wyciągnęłam pokoju. Po drodze wziął kluczyki i ruszyliśmy do samochodu.
Otworzył mi drzwi pasażera jak na dżentelmena przystało i w ułamku sekundy znalazł się obok.
Jechaliśmy w ciszy napawając się muzyką i otaczająca nas miłością.
Gdy wysiedliśmy wziął mnie za rękę i delikatnie pocałował na pożegnanie.
- Mamy dziś dwie wspólne lekcje. – Przypomniałam.
 - Wiem o tym. – Mruknął i zrobił kilka kroków do tyłu.
Pomachałam mu i weszłam do szkoły równo z dzwonkiem. Pobiegłam do klasy i usiadłam obok wolnego miejsca, gdzie powinna siedzieć Elena.
No tak, Damon dowiedział się, o przesileniu i stara się o bachora.  – Przypomniałam sobie.
Przewróciłam oczami i poszukałam wzrokiem Bonnie. Jej również nie było.
Co ja będę robić sama? – Zastanawiałam się.
Lekcje ciągnęły się w nieskończoność, kiedy zadzwonił mój tak wyczekiwany dzwonek. 
Wybiegłam na korytarz by jak najszybciej spotkać się tam z dyżurującym Klausem. Niestety nie zdarzyłam na czas. Mila idąca w tym samym kierunku, co ja, wyprzedziła mnie i dorwała hybrydę.  Dygocząc udałam się do szafki po przeciwnej stronie korytarza. Przez całą przerwę poprawiałam sobie makijaż słysząc śmiechy Mili i Klausa.
Moim jedynym pocieszeniem była właśnie rozpoczynająca się lekcja – historia sztuki.
Usiadłam na swoim stałym miejscu na końcu Sali. Do pomieszczenia weszli kolejno Chace, Kathlen i Mila w towarzystwie belfra. Kolejny raz tego dnia wściekłość we mnie zawrzała. Dla uspokojenia nerwów zaczęłam się bawić pierścionkiem zaręczynowym.
Lekcja rozpoczęła się, a ja wciąż rozmyślałam nad wszystkim, co się ostatnio działo. Z tego stanu wyrwał mnie Chace siadając obok mnie.
-Ślicznotko, zaczynamy – podsunął mi podręcznik pod nos.
Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na Klausa. Musiał usłyszeć słowa chłopaka, ponieważ przyglądał się nam ze złowrogim błyskiem w oku.
Lekko odchrząknęłam i zabrałam się do pracy. Chace położył rękę na oparcie mojego krzesła i zaczęliśmy opisywać barok zwracając szczególną uwagę na Ludwika IV.
Mila, która cały czas zerkała na nas kontem oka, teraz kontynuowała podryw wampira. Klaus stracił cierpliwość i podszedł do nas.
- Chace, Kathlen potrzebuje pomocy. Bądź tak miły i pomóż damie w potrzebie.
- A co z Caroline? – Spytał chłopak.
- Ja pomogę pannie Forbes.– Podniósł wzrok na mnie – Ostatnio jej oceny się pogorszyły i muszę sprawdzić, w czym problem … - przerwał w oczekiwaniu – Czemu panna Kathlen wciąż jest sama?
Chace w pośpiechu opuścił swoje miejsce i zasiadł z uśmiechem na twarzy przy naprawdę ślicznej dziewczynie.
- Ty mi pomożesz? – Spytałam cicho.
Klaus zachęcony pochylił się, stanął za mną udając, iż coś mi tłumaczy. Chwycił sznurowanie sukienki i zaczął się nim bawić. Wzięłam długopis i napisałam:

Co ty robisz?

Spojrzałam na niego karcąco. Podniesionym głosem powiedział:
-Caroline, co ty wymyślasz?! Daj mi ten długopis.
Wziął go i napisał, cały czas bawiąc się sznurowaniem. Czułam, że jego dłoń ześlizguje się coraz niżej.

Powinnaś napisać:
Lubię, gdy tak robisz, kochanie.

Pokręciłam głowa z niedowierzaniem. Klaus bardzo się zmienił. Jego dawne „ja”, wciąż w nim było, lecz już w o wiele mniejszym stopniu.
Problemy już go tak nie przytłaczały. Staliśmy się dla siebie oparciem.
Zamyśliłam się tak bardzo, że nie zauważyłam jak nisko Pierwotny zszedł swoją dłonią.
Niezauważalnie strzeliłam go po łapach, na co odpowiedział pomrukiem niezadowolenia. Odsunął się ode mnie delikatnie.
- To wszystko? – Spojrzałam na profesora.
- Tak, proszę cię jeszcze byś została na przerwie. Musimy porozmawiać.  – Spojrzał na mnie znacząco.
- Oczywiści, proszę pana.
Zadzwonił dzwonek. Klaus układał książki na swoim biurku. Podeszłam do niego i poczekałam, aż wszyscy wyjdą.
- O co chodzi? – Spytałam.
Przyciągnął mnie do siebie.
- O nic. Po prostu się stęskniłem… - pocałował mnie delikatnie, ale odsunęłam go od siebie.
- Nie możemy… - pokręciłam głową.
- Chętnie wyrwę komuś serce, albo wątrobę. Właściwie to dawno tego nie robiłem – zastanowił się przez chwilę i znów jego usta złączyły się z moimi.
Namiętnie, delikatnie, powoli. Był mistrzem całowania. W jego ramionach mogłabym spędzić wieczność.
-Panie profesorze. Chciałaby…. – głos Mili się załamał, gdy weszła do klasy i ujrzała nas wtulonych w siebie.
-Aaaaaaaa…. – Zaczęła krzyczeć wniebogłosy.
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Klaus zaczął ją uspokajać.
-Panno Kursti, proszę zachować spokój.- Dalej się darła, a na jej nieszczęście mężczyzna miał słabe nerwy.
Bałam się jego dalszej reakcji, więc przejęłam pałeczkę.
-Mila uspokój się, rozumiesz? Przestań krzyczeć. – Jak na zawołanie przestała.
Klaus podszedł do niej i uniósł lekko twarz tak by mógł spokojnie spojrzeć jej w oczy.
- Nic tu nie widziałaś. – Rozkazał.
- Nic tu nie widziałam.
- Pójdziesz teraz na parking i wrócisz do domu jakby nic się nie stało.
- Wrócę do domu… - powtórzyła bezbarwnym głosem.
Nagle otrząsnęła się i jakby nigdy nic wyszła z sali.
- Na czym skończyliśmy? – Wymruczał Pierwotny przy moim uchu.
- Czekaj muszę sobie przypomnieć – musnęłam jego wargi - O której kończysz?  - Spytałam.
- Za godzinę. Co chcesz zrobić?
- Daj mi kluczyki do samochodu. Muszę pojechać do mojej mamy po swoje rzeczy.
Klaus grzebał zawzięcie w kieszeniach.
-Nie możesz poczekać, aż skończę? – Podał mi je do dłoni.
- Tylko zmarnujemy czas. – Pocałowałam go na pożegnanie. – Ciau.
I wyszła z sali.

Klaus:
Godzina mijała uciążliwie wolno, wiedząc, iż moja ukochana sama pakuje walizki. Moim jedynym pocieszeniem była świadomość, że te wszystkie bagaże jeszcze dziś trafią do mojej rezydencji.
Klasie kazałem rozwiązywać jakieś zadania, a sam szkicowałem Caroline przy kołysce. Po krótkim namyśle dorysowałem również siebie.
Zadzwonił dzwonek. Pożegnałem uczniów i spakowałem szkicownik oraz jakieś papiery. Wyszedłem na parking.
Już dawno nie byłem w tak dobrej formie. Nareszcie wszystko zaczęło się układać.
Nagle przy moim boku pojawił się Stefan.
- Hej – przywitał się.
Spojrzałem na niego lekko zaskoczony, ale szybko zebrałem się w sobie i nie dałem nic po sobie poznać.
- Witaj. Co cię tu przygnało?
Uniósł rękę, podrapał się po głowie i poprawił włosy.
- Damon i Elena nie dają mi spać. W domu nie da się wytrzymać…
Uśmiechnąłem się na wspomnienie wczorajszych igraszek. Słyszałem tylko jakieś blablabla, dotarło do mnie tylko ostatnie zdanie.
- … Czy… mógłbym… u ciebie zamieszkać? – Ton jego głosu… taki opanowany i spokojny…
-Co!!? Nienienienienienienie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Stefan stał jak zamurowany.
- Ale przecież kiwałeś cały czas głową z takim zadowoleniem…
- Bo myślałem o Caroline! Przeprowadza się dziś do mnie.  – Dziwiła mnie jego natarczywość.
- Znasz kogoś od nieruchomości?
-Mm.. Jasne. Podeśle ci go. Czekaj u siebie.
- Teraz zadzwonię do Caroline i Damona, a później do tej babki.
- Damona? – Zmarszczył brwi. Był szczerze zdziwiony.
- Mam dość tego zamieszania – przystawiłem telefon do ucha – Kto by pomyślał, że będę waszą niańką…
(C) – Tak?
(K) – Witaj kochanie. Przyjdę po ciebie później.
(C) – Jasne, dobra…, ale czemu?
(K) – Idę się napić i wyjaśnić parę spraw z Damonem
(C) - No dobra.. Ale pamiętaj, że wciąż czekam…
(K) – Paa.. – Wydukałem i rozłączyłem się.
Stefan cicho zachichotał.
-Zaraz flaki ci wypruje - wysyczałem przez zęby.
Jemu jednak na prawdę ciężko było się opanować. Wykręciłem numer Damona. Po paru wygnałaś usłyszałem delikatny głos Eleny.
(E) – Tak? – Zachichotała – Telefon Damona.
Przewróciłem oczami.
(K) – Eleno, proszę cię bardzo, daj mi z łaski swojej Damona do telefonu.
(E) – Ale on jest nieco zajęty. – Znów się zaśmiała.
Usłyszałem pomruk niezadowolenia wampira. Kąciki moich ust same uniosły się do góry.
(D) – Czego?
(K) – Za 20 minut w Grillu. Rozumiemy się?
Damon się rozłączył.
 - No, załatwione – powiedziałem do faceta obok.
- Jasne. – Mruknął.
Z jego oka wychwyciłem tajemniczy błysk. Błysk rozpruwacza.
- Muszę iść. Pamiętaj o tej babce od nieruchomości.
-Oczywiście.
Jego zachowanie było podejrzane.  I to nawet bardzo. Coś kombinował.
Po chwili już go nie było.  
Nie przejąłem się tym zbytnio i skierowałem do Grilla w centrum miasta. 


Wiem, rozdział nijaki, ale jest to takie jakby podłoże na kolejny :D 
Na tą notkę czekaliście krócej niż zwykle, teraz będę się starała dodawać kolejne w mniej więcej takim czasie.
Komentujcie.