Klaus:
-Rozpieprzyłaś mi drzwi!!
- To ze mną miałeś być –
wrzasnęła. Puściłem Caroline i podszedłem bliżej wampirzycy.
- Co ty pierdzielisz? –
Odezwał się Damon.
Teraz zwróciła się do
niego.
-To ze mną miał być, to
mnie obiecał kochać, nie ją! – Wskazała palcem na mnie – To ze mną chciał mieć
dzieci. Obiecał.- Dodała szeptem.
Cholera jasna! Nic jej nie
obiecywałem, nawet z nią nie byłem, to, co nas łączyło to przyjaźń. Znałem ją
pół wieku! No dobra może trochę dłużej, ale mniejsza z tym.
-Co to ma znaczyć – po
tonie głosu Caroline zorientowałem się, że zdenerwowała się nie na żarty.
- Spokojnie, kochanie,
zaraz to wyjaśnimy. Sally! Ja nawet z tobą nie byłem, nigdy nie dałem ci
żadnego sygnału, więc proszę, opuść mój dom.
-Zaraz ci dam dom.
Pobiegła w wampirzym
tempie do strzaskanych drzwi wejściowych, złapała kawałek drewna, wróciła i
wbiła mi go w brzuch.
-Może to nauczy cię nie
kłamać.
- Alee… - zaschło mi w
ustach. Poczułem straszny głód. To było jakby z mojego ciała zniknęła wszelka
krew i woda. Caroline podbiegła do mnie, ale ja już upadłem. Ukochana wyrwała kołek z mego brzucha i od
razu poczułem się lepiej.
- Co to, na wszystkie
duchy było? – Powiedziałem pomiędzy kaszlnięciami. – Gdzie jest Sally?
- Nie odzywaj się teraz,
zaraz przyniosę ci trochę krwi. – Pokiwałem głową.
Sally stała przy kopi obrazu
„Starca” Leonarda da Vinci, ciężko dysząc.
Caroline:
Klaus został zraniony.
Sama rana to nic, lecz kołek prawie go zabił. Jak najszybciej musiałam
dostarczyć mu, choć kilka kropli krwi. Idąc do spiżarni po zapasy, zadawałam
sobie pytanie: Jakim cudem zwykły kawałek drewna mógł powalić Pierwotnego?
Chwyciłam torebkę z
czerwoną substancją i pognałam na górę. Do Klausa.
Siedział oparty o ścianę,
a koło niego kucali Elijah i Rebekha. Sally po drugiej stronie pomieszczenia
starała się zapanować nad swoim gniewem.
Rzuciłam Elijahowi
torebkę. Gdzieś z tyłu głowy usłyszałam słaby głos. Głos Stefana.
(S)– Co się dzieje?
(C)- Klaus został ranny.
Psychopatka Sally chciała go zakołkować i omal jej się to udało.
(S)- Zwykłym kawałkiem
drewna?
(C)- Coś tu jest nie tak.
Gdzie jesteś?
(S)- Przy wejściu.
(C)- Na co ty czekasz?
Przychodź tu! – Coś sobie uświadomiłam – Chwila, moment. Czemu cie nie było na
kolacji?
(S)- Nie byłem zaproszony
– coś mi nie pasowało.
(C)- Ach – nie miałam do
niego siły. Był moim przyjacielem od samego początku mojego wampirzego życia.
Pomógł mi kontrolować się, dalej egzystować. – Dobra, przyłaź tu!
Zwróciłam się do Sally.
- Masz duże kłopoty
kochana – nie mogłam powstrzymać się od nutki złośliwości w głosie.
- Jeszcze zobaczymy. On
jeszcze z wami nie skończył. – Prychnęła.
- Jaki on?
Ale dziewczyna nie zdążyła
odpowiedzieć, bo do Sali wparował Stefan. Rozejrzał się po osobach zebranych w
pomieszczeniu. Jego wzrok spoczął na dłoni Eleny. Ujrzał pierścionek. Wpadł w
szał. Z ogromną szybkością chwycił kawałek drewna, który wyrwałam Klausa i
rzucił się na Damona.
Twarz młodszego Salvatore
wyrażała ból i wściekłość. Strata Eleny musiała być dla niego niczym ostateczny
cios, kołkiem w serce. Jeszcze nadzieję, ale jak to kiedyś powiedział Damo:
„Nadzieja to suka”
Elena krzyknęła na
Stefana, a Damon robił sprawne uniki niczym Mamed Kalidov. Młodszy z braci
obrócił się i dźgnął brata pomiędzy żebra. To cud, że nie trafił w serce.
Niebieskooki upadł z głuchym dudnię ciem na podłogę. Elena uklękła nad nim i
wyciągnęła kołek. Położyła sobie jego głowę na kolanach i głaskała po czarnej
czuprynie. Wszyscy przyglądali się tej scenie oniemieli, a dziewczyna patrzyła
na Stefana z wyrzutem i bólem.
- Jak mogłeś!? –
Krzyknęła.
- Ja… to… - próbował się
usprawiedliwić.
- To twój brat! To, że
jego wybrałam nie znaczy, że możesz robić tak okropne rzeczy. Czy już całkiem
straciłeś swoje człowieczeństwo? Myślałam, iż w końcu zmądrzałeś.
- Ja… - nie dała mu
dokończyć.
- Wyjdź, Stefan – dodała
spokojniejszym, załamującym się głosem – Rób, co chcesz.
Chłopak włożył ręce do
kieszeni czarnych jeansów.
- Czyli sprawa jest
zakończona? – Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Zawsze będę cię kochać i
będziesz zajmował w moim sercu szczególne miejsce. Ale to Damon wygrał wojnę,
ty jedynie poszczególne bitwy.
Wyglądał w tym czasie jak
kupka nieszczęścia. Zrezygnowany schylił głowę na pożegnanie i wyszedł.
Podeszłam do Klausa i
mocno go przytuliłam. Dwójka jego rodzeństwa chwyciła Sally i przygwoździła ją
do ściany zważając, że straciła czujność i stała się łatwym celem.
- Zanieście ją do
podziemi. – Powiedziała hybryda.
Spojrzałam na Elenę i
Damona. Dziewczyna karmiła go swoją krwią, dzięki czemu powinien szybciej dojść
do siebie. No to się nazywa oddanie, tyle, że jak dotąd to był Stefan, a nie
Damon.
Moja mama została
wyciągnięta z tego zamieszania przez Josepha, za co byłam mu bardzo wdzięczna.
***
Klaus:
Sally zwisała z sufitu
przywiązana nadgarstkami do haka. Próbowałem dowiedzieć się, kim jest
tajemniczy „on” i czemu się tak zachowywała, lecz jak na razie, moje wysiłki
szły na marne.
Pojękiwała cicho z bólu. W
tym jej grymasie twarzy widziałem coś znajomego. Zaczęła pleść głupoty o
stracie męża, zabójstwach, swoim beznadziejnym życiu.
Nagle mnie oświeciło. Czyż
by to była ona? W tamtej chwili cieszyłem się, że Caroline poszła coś
przekąsić.
Jeśli się nie myliłem, to
Sally była nie tylko moją znajomą, ale ukochaną z przeszłości.
Opowiadałem Caroline o latach 50, tyle, że bez
konkretnych szczegółów. Wiedziała o mojej nieoddanej miłości.
Przemyślawszy wszystko po
kolei, doszedłem do wniosku, że Sally jest Lori i na odwrót. Nie chciałem
przeżywać tego jeszcze raz. Po tych wszystkich moich porażkach odpuściłem i
postanowiłem, że od tamtej pory będę robił to, co wychodziło mi najlepiej, a
mianowicie: wzbudzał strach.
- Lori – wyszeptałem
przerażony.
Wampirzyca usłyszała mnie
i podniosła wzrok na moją postać.
- Poznałeś mnie. – Nic nie
odpowiedziałem, więc ciągnęła dalej. – Nie dziwi mnie to. Zawsze odznaczałeś
się swą inteligencją. - Spojrzała na miejsce rany na moim brzuchy. – Wyleczyłeś
się już.
Zmieniła temat,
postanowiłem się dostosować.
- Tak, ciekaw jestem, jak
to się stało, że zwykły kawałek drewna mógł mnie powalić. Jestem Pierwotnym.
- Oczywiście – wydawała
się całkiem zdrowa, choć po wyjściu Damona i Eleny, Elijah i Rebekha zawlekli
ją do lochów. Od tej pory torturowałem ją, próbując wyciągnąć z niej jakieś
informacje. Caroline już nie dawała rady i wyszła pod pretekstem
doskwierającego jej głodu. Nie miałem jej tego za złe. – Masz w swoim domu
zadziwiającą kolekcję Białego Dębu. A to drzwi, stół, łóżko. Pełno go tutaj.
- Chyba sobie żartujesz. –
Bardziej, jako stwierdzenie.
- A jednak.
Nastała cisz. Musiałem
przyswoić sobie otrzymane wiadomości. Sally uśmiechała się złośliwie.
Zmieniła się. Kiedyś, jako Lori, była
przemiłą, wrażliwą, zamkniętą w sobie osobą. Gdy spotkałem ją pierwszy raz,
siedziała na schodach swego domu i rozpaczała nad stratą męża. Podszedłem do
niej i przytuliłem. Ona nie przestraszyła się nieznajomego, tylko przyjęła
pomoc.
- To może zabrzmieć podle,
ale muszę zapytać. Czemu ty jeszcze żyjesz?
- Jakieś trzy tygodnie to
twoim wyjeździe, przyszedł do mnie pewien mężczyzna. Nie przedstawił się.
Powiedział, że to zbędne i dowiem się w odpowiedniej chwili. Spytał, czy chce
się zemścić za śmierć, która wyrządziła tyle szkody w moim życiu. Szczerze
mówiąc długo nie podejmowałam decyzji.
I tak zabrał mnie z
Chicago, gdy wyjeżdżał. Nie wiedziałam, co chce ze mną zrobić, lecz miałam do
niego pełne zaufanie z jakiegoś powodu.
Pewnej nocy w motelu, w
którym się zatrzymaliśmy, usłyszałam krzyki. Wstałam z łóżka i pobiegłam w
koszuli nocnej na korytarz. Gideon przygniatał jakąś kobietę swoim ciałem.
Głowę pochylał nad jej szyją. Uciekłam przerażona do swojego pokoju. Niestety
zauważył to i pognał za mną. Przygwoździł mnie do szafy i czule starł czubkiem
dłoni łzy spływające z mojego policzka. Zaskoczył mnie ten akt miłosierdzia po
tym, co zobaczyłam.
Spytał czy dalej chce
zemsty. Odparłam, że nie jestem już taka pewna. Zaśmiał się cicho i pogłaskał
po włosach. Wtedy dowiedziałam się, że będę taka jak on, tylko musimy zrobić
małe zmiany. Chodziło mu o mój wygląd.
Był jak współczesny
chirurg plastyczny. Nawet nie bolało. Po paru miesiącach leczenia uznał, że
jestem już gotowa. Moja twarz wyglądała całkiem inaczej, nie poznawałam samej
siebie, gdy patrzyłam w lustro.
Pewnego dnia w pewnym z
moteli, w których się zatrzymaliśmy, Gideon położył mnie na łóżku. Myślałam, że
będzie zwyczajny sex, on jednak pochylił się nad moją szyją, tak jak zrobił to z
tamtą kobietą i wbił się z w nią zębami. Pił moją krew bez opamiętania. Gdy
zostały we mnie blade iskierki życia oderwał się, ugryzł swój nadgarstek i
zakazał z niego pić. Poczym wyjął za paska nóż i dźgnął mnie nim prosto w
serce. – Spojrzała na mnie po długim wpatrywaniu się w podłogę. – Wiesz dobrze,
co się dzieje podczas i po przemianie. Gideon zaopiekował się mną. Z czasem staliśmy się dla siebie bliżsi.
Zakochaliśmy się w sobie. – Po dłuższej ciszy powiedziała głosem ociekającym jadem
– Już wiesz wszystko, czego chciałeś. Wypuść mnie.
Zastanawiałem się przez chwilę,
co zrobić. Sally udało się mnie wyprowadzić z równowagi.
- Dlaczego tak
wykrzykiwałaś „To ze mną miałeś być” i tak dalej?
-Gideon powiedział żebym
była przekonująca w swojej roli.
- Aha. To skąd wiedziałaś,
że w moim domu jest Biały Dąb?
- Gideon mi powiedział.
- Mam jeszcze jedno
pytanie.
- A mianowicie?
- Kim jest ten twój
cholerny Gideon i czego tutaj szuka?
Pokręciła głową.
- I tak nie uwierzysz?
- Wypróbuj mnie. –
Machnąłem ręką, a ona westchnęła.
- Gideon jest pierwszym
wampirem. Wbrew powszechnemu mniemaniu to on jest pierwszym w Rodzinie Pierwotnych.
Mikael od niego dowiedział się o klątwie, więc to jego tak naprawdę możesz
winić za to…, czym jesteś. Chce się na tobie zemścić. Sama nie wiem, czemu, ale
od paru lat na ciebie poluje. Współpracował z twoim „ojcem”, a ty go zabiłeś,
więc może, dlatego.
- Jak to pierwszym
wampirem? – Usiadłem z wrażenia. Nie sądziłem, że Sally zdoła mnie zaskoczyć,
czym kol wiek, a tu taki news.
- Jest bratem Mikaela,
czyli twoim wujem. Zmienił tylko imię.
- Ale przecież Gabriel, mógł chodzić w słońcu.-
Dopiero później uświadomiłem sobie jak głupia była moja wypowiedź.
- Wiedźma zrobiła dla
niego pierścień.
- Ale przecież… - nie mogłem
w to uwierzyć.- Gdzie on jest?
- Tego ci akurat nie mogę
powiedzieć. Wiesz… sekret. A teraz jak sobie wszystko wyjaśniliśmy- spojrzała
na sznury pętające jej nadgarstki- mógłbyś mnie rozwiązać? To cholerstwo
cholernie piecze.
Zignorowałem ją i
wyszedłem z pomieszczenia by wspiąć się po schodach na górę i tam pocieszyć się
w ramionach Caroline.
Niestety, Elijah oznajmił
mi, że moja ukochana wybiegła w wielkim pośpiechu z posiadłości. Sally, Lori
czy jak jej teraz było na imię, przesłuchiwałem ponad dwie godziny a Caroline
uciekła jakąś godzinę temu. Oznaczało to , że usłyszała początek naszej
rozmowy.
Mogła być tylko w jednym
miejscu.
Strasznie was przepraszam za tak długą nieobecność i obiecuję, że to się już nie powtórzy. Dla pocieszenia mam długi rozdział i nieco zmieniony szablon. Później dodam jeszcze małe zmiany.
MordSith
ps. dzięki Vamp-miss za pospiesznie mnie :D*