Caroline:
- Chyba dobrze się bawiliście? – Spytał Elijah unosząc
brwi znacząco.
Mina mi zrzedła.
- Bez obaw. Moją siostrę zabrałem na kolacje, kiedy tylko
się zorientowałem, co się szykuje.
Odetchnęłam.
Elijah podał mi szklankę soku pomarańczowego
- Dziękuję.
Staliśmy w kuchni, ja koło lodówki, a on za blatem. Podszedł do mnie i powiedział:
- Cieszę się, że będziesz częścią naszej rodziny i że
będę wujkiem.
Zachowywał się jak opętany. Wziął mnie w ramiona,
serdecznie ucałował w policzek i zakręcił wokół własnej osi.
W tej chwili do kuchni wszedł Klaus, spojrzał na nas z
udawanym oburzeniem.
- Zdradzasz mnie w moim własnym bratem?!
Wyplatałam się z uścisku Elijaha i pognałam da
hybrydy. Pocałował mnie namiętnie i
przytulił.
- Czas do szkoły. – Oznajmił smutno.
- O cholera. Całkiem o niej zapomniałam.
Rzuciłam się do schodów i pobiegłam do pokoju Klausa.
„Muszę przynieść tu trochę swoich rzeczy” – pomyślałam.
Porwałam granatowa sukienkę wiązana na plecach, czarne
szpilki i czarną torbę.
Miałam świetny humor, więc założyłam srebrny długi
łańcuszek i kolczyki. Przeczesałam włosy i zajęłam się makijażem.
Gdy malowałem rzęsy poczułam delikatne pocałunki na szyi.
-Klaus – przewróciłam oczami – nie mamy na to czasu.
Usłyszałam przy uchu ciche mruknięcie niezadowolenia, od
którego przeszły mnie ciarki. Złapałam go za rękę i wyciągnęłam pokoju. Po
drodze wziął kluczyki i ruszyliśmy do samochodu.
Otworzył mi drzwi pasażera jak na dżentelmena przystało i
w ułamku sekundy znalazł się obok.
Jechaliśmy w ciszy napawając się muzyką i otaczająca nas
miłością.
Gdy wysiedliśmy wziął mnie za rękę i delikatnie pocałował
na pożegnanie.
- Mamy dziś dwie wspólne lekcje. – Przypomniałam.
- Wiem o tym. –
Mruknął i zrobił kilka kroków do tyłu.
Pomachałam mu i weszłam do szkoły równo z dzwonkiem.
Pobiegłam do klasy i usiadłam obok wolnego miejsca, gdzie powinna siedzieć
Elena.
No tak, Damon dowiedział się, o przesileniu i stara się o
bachora. – Przypomniałam sobie.
Przewróciłam oczami i poszukałam wzrokiem Bonnie. Jej
również nie było.
Co ja będę robić sama? – Zastanawiałam się.
Lekcje ciągnęły się w nieskończoność, kiedy zadzwonił mój
tak wyczekiwany dzwonek.
Wybiegłam na korytarz by jak najszybciej spotkać się tam
z dyżurującym Klausem. Niestety nie zdarzyłam na czas. Mila idąca w tym samym kierunku,
co ja, wyprzedziła mnie i dorwała hybrydę.
Dygocząc udałam się do szafki po przeciwnej stronie korytarza. Przez
całą przerwę poprawiałam sobie makijaż słysząc śmiechy Mili i Klausa.
Moim jedynym pocieszeniem była właśnie rozpoczynająca się
lekcja – historia sztuki.
Usiadłam na swoim stałym miejscu na końcu Sali. Do
pomieszczenia weszli kolejno Chace, Kathlen i Mila w towarzystwie belfra.
Kolejny raz tego dnia wściekłość we mnie zawrzała. Dla uspokojenia nerwów
zaczęłam się bawić pierścionkiem zaręczynowym.
Lekcja rozpoczęła się, a ja wciąż rozmyślałam nad wszystkim,
co się ostatnio działo. Z tego stanu wyrwał mnie Chace siadając obok mnie.
-Ślicznotko, zaczynamy – podsunął mi podręcznik pod nos.
Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na Klausa.
Musiał usłyszeć słowa chłopaka, ponieważ przyglądał się nam ze złowrogim
błyskiem w oku.
Lekko odchrząknęłam i zabrałam się do pracy. Chace
położył rękę na oparcie mojego krzesła i zaczęliśmy opisywać barok zwracając
szczególną uwagę na Ludwika IV.
Mila, która cały czas zerkała na nas kontem oka, teraz
kontynuowała podryw wampira. Klaus stracił cierpliwość i podszedł do nas.
- Chace, Kathlen potrzebuje pomocy. Bądź tak miły i pomóż
damie w potrzebie.
- A co z Caroline? – Spytał chłopak.
- Ja pomogę pannie Forbes.– Podniósł wzrok na mnie –
Ostatnio jej oceny się pogorszyły i muszę sprawdzić, w czym problem … - przerwał
w oczekiwaniu – Czemu panna Kathlen wciąż jest sama?
Chace w pośpiechu opuścił swoje miejsce i zasiadł z
uśmiechem na twarzy przy naprawdę ślicznej dziewczynie.
- Ty mi pomożesz? – Spytałam cicho.
Klaus zachęcony pochylił się, stanął za mną udając, iż
coś mi tłumaczy. Chwycił sznurowanie sukienki i zaczął się nim bawić. Wzięłam
długopis i napisałam:
Co ty robisz?
Spojrzałam na niego karcąco. Podniesionym głosem
powiedział:
-Caroline, co ty wymyślasz?! Daj mi ten długopis.
Wziął go i napisał, cały czas bawiąc się sznurowaniem.
Czułam, że jego dłoń ześlizguje się coraz niżej.
Powinnaś napisać:
Lubię, gdy tak robisz, kochanie.
Pokręciłam głowa z niedowierzaniem. Klaus bardzo się
zmienił. Jego dawne „ja”, wciąż w nim było, lecz już w o wiele mniejszym
stopniu.
Problemy już go tak nie przytłaczały. Staliśmy się dla
siebie oparciem.
Zamyśliłam się tak bardzo, że nie zauważyłam jak nisko
Pierwotny zszedł swoją dłonią.
Niezauważalnie strzeliłam go po łapach, na co
odpowiedział pomrukiem niezadowolenia. Odsunął się ode mnie delikatnie.
- To wszystko? – Spojrzałam na profesora.
- Tak, proszę cię jeszcze byś została na przerwie. Musimy
porozmawiać. – Spojrzał na mnie
znacząco.
- Oczywiści, proszę pana.
Zadzwonił dzwonek. Klaus układał książki na swoim biurku.
Podeszłam do niego i poczekałam, aż wszyscy wyjdą.
- O co chodzi? – Spytałam.
Przyciągnął mnie do siebie.
- O nic. Po prostu się stęskniłem… - pocałował mnie
delikatnie, ale odsunęłam go od siebie.
- Nie możemy… - pokręciłam głową.
- Chętnie wyrwę komuś serce, albo wątrobę. Właściwie to
dawno tego nie robiłem – zastanowił się przez chwilę i znów jego usta złączyły
się z moimi.
Namiętnie, delikatnie, powoli. Był mistrzem całowania. W
jego ramionach mogłabym spędzić wieczność.
-Panie profesorze. Chciałaby…. – głos Mili się załamał, gdy weszła do klasy i ujrzała nas wtulonych
w siebie.
-Aaaaaaaa…. – Zaczęła krzyczeć wniebogłosy.
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Klaus zaczął ją
uspokajać.
-Panno Kursti, proszę zachować spokój.- Dalej się darła,
a na jej nieszczęście mężczyzna miał słabe nerwy.
Bałam się jego dalszej reakcji, więc przejęłam pałeczkę.
-Mila uspokój się, rozumiesz? Przestań krzyczeć. – Jak na
zawołanie przestała.
Klaus podszedł do niej i uniósł lekko twarz tak by mógł
spokojnie spojrzeć jej w oczy.
- Nic tu nie widziałaś. – Rozkazał.
- Nic tu nie widziałam.
- Pójdziesz teraz na parking i wrócisz do domu jakby nic
się nie stało.
- Wrócę do domu… - powtórzyła bezbarwnym głosem.
Nagle otrząsnęła się i jakby nigdy nic wyszła z sali.
- Na czym skończyliśmy? – Wymruczał Pierwotny przy moim
uchu.
- Czekaj muszę sobie przypomnieć – musnęłam jego wargi -
O której kończysz? - Spytałam.
- Za godzinę. Co chcesz zrobić?
- Daj mi kluczyki do samochodu. Muszę pojechać do mojej
mamy po swoje rzeczy.
Klaus grzebał zawzięcie w kieszeniach.
-Nie możesz poczekać, aż skończę? – Podał mi je do dłoni.
- Tylko zmarnujemy czas. – Pocałowałam go na pożegnanie.
– Ciau.
I wyszła z sali.
Klaus:
Godzina mijała uciążliwie wolno, wiedząc, iż moja
ukochana sama pakuje walizki. Moim jedynym pocieszeniem była świadomość, że te
wszystkie bagaże jeszcze dziś trafią do mojej rezydencji.
Klasie kazałem rozwiązywać jakieś zadania, a sam
szkicowałem Caroline przy kołysce. Po krótkim namyśle dorysowałem również
siebie.
Zadzwonił dzwonek. Pożegnałem uczniów i spakowałem szkicownik
oraz jakieś papiery. Wyszedłem na parking.
Już dawno nie byłem w tak dobrej formie. Nareszcie
wszystko zaczęło się układać.
Nagle przy moim boku pojawił się Stefan.
- Hej – przywitał się.
Spojrzałem na niego lekko zaskoczony, ale szybko zebrałem
się w sobie i nie dałem nic po sobie poznać.
- Witaj. Co cię tu przygnało?
Uniósł rękę, podrapał się po głowie i poprawił włosy.
- Damon i Elena nie dają mi spać. W domu nie da się
wytrzymać…
Uśmiechnąłem się na wspomnienie wczorajszych igraszek.
Słyszałem tylko jakieś blablabla, dotarło do mnie tylko ostatnie zdanie.
- … Czy… mógłbym… u ciebie zamieszkać? – Ton jego głosu…
taki opanowany i spokojny…
-Co!!? Nienienienienienienie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Stefan stał jak zamurowany.
- Ale przecież kiwałeś cały czas głową z takim
zadowoleniem…
- Bo myślałem o Caroline! Przeprowadza się dziś do
mnie. – Dziwiła mnie jego natarczywość.
- Znasz kogoś od nieruchomości?
-Mm.. Jasne. Podeśle ci go. Czekaj u siebie.
- Teraz zadzwonię do Caroline i Damona, a później do tej
babki.
- Damona? – Zmarszczył brwi. Był szczerze zdziwiony.
- Mam dość tego zamieszania – przystawiłem telefon do
ucha – Kto by pomyślał, że będę waszą niańką…
(C) – Tak?
(K) – Witaj kochanie. Przyjdę po ciebie później.
(C) – Jasne, dobra…, ale czemu?
(K) – Idę się napić i wyjaśnić parę spraw z Damonem
(C) - No dobra.. Ale pamiętaj, że wciąż czekam…
(K) – Paa.. – Wydukałem i rozłączyłem się.
Stefan cicho zachichotał.
-Zaraz flaki ci wypruje - wysyczałem przez zęby.
Jemu jednak na prawdę ciężko było się opanować.
Wykręciłem numer Damona. Po paru wygnałaś usłyszałem delikatny głos Eleny.
(E) – Tak? – Zachichotała – Telefon Damona.
Przewróciłem oczami.
(K) – Eleno, proszę cię bardzo, daj mi z łaski swojej
Damona do telefonu.
(E) – Ale on jest nieco zajęty. – Znów się zaśmiała.
Usłyszałem pomruk niezadowolenia wampira. Kąciki moich
ust same uniosły się do góry.
(D) – Czego?
(K) – Za 20 minut w Grillu. Rozumiemy się?
Damon się rozłączył.
- No, załatwione –
powiedziałem do faceta obok.
- Jasne. – Mruknął.
Z jego oka wychwyciłem tajemniczy błysk. Błysk
rozpruwacza.
- Muszę iść. Pamiętaj o tej babce od nieruchomości.
-Oczywiście.
Jego zachowanie było podejrzane. I to nawet bardzo. Coś kombinował.
Po chwili już go nie było.
Nie przejąłem się tym zbytnio i skierowałem do Grilla w
centrum miasta.
Wiem, rozdział nijaki, ale jest to takie jakby podłoże na kolejny :D
Na tą notkę czekaliście krócej niż zwykle, teraz będę się starała dodawać kolejne w mniej więcej takim czasie.
Komentujcie.
Komentujcie.