Klaus:
To co usłyszałem wstrząsnęło mną. Nie powinno ,lecz wiedziałem co przeżywa Damon. Widziałem wyraz twarzy Caroline, jej rozpacz z powodu rzeczy, które się wydarzyły i które miały się wydarzyć. Oboje mieli zbolałe miny. Nie mogąc dłużej na to patrzeć, zabrałem Caroline, a Damona i Josepha pozostawiłem by wyjaśnili sobie swe sprawy. Dobrze wiedziałem jak to jest mieć tajemnice w rodzinie. To one i ja sam ją zniszczyliśmy. Tak bardzo jej pragnąłem, że popełniłem wiele błędów. Przeze mnie się rozpadła. Wszyscy, moi bracia, siostra i matka obwiniali mnie za to.Ale nie miałem im tego za złe. Ja tylko chciałem połączyć moją rodzin. Tyle, że trochę mi to nie wyszło.
Gdy prowadziłem moją ukochaną do auta, próbowała się wyrwać.
-Caroline, posłuchaj. Oni muszą być sami, pogadać, wyjaśnić sobie wszystko. Nie jesteś tam potrzebna. Proszę cię, daj się odwieść do domu. Musisz odpocząć.
Po tych namowach złagodniała i dała się przypiąć pasem. Obszedłem samochód i wsiadłem za kierownice.
- Dziękuję ci.- powiedziała odwracając się do mnie lekko drżącym głosem.
- Za co?- spytałem szczerze zdziwiony.
- Za to, że mnie stamtąd wyciągnąłeś. Nie wiem jak długo bym jeszcze wytrzymała.To co czeka Elenę.Bo... Jak to w ogóle możliwe?
- Wiem co czujesz. Sam przez to przechodziłem.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie Klausie - jej wzrok był twardy jak stal. Musiałem się ugiąć.
- Miałem nadzieję , że nie będziesz tego drążyć. Dobra, ale to co ci powiem, wiem tylko moja rodzina i parę naprawdę starych wampirów.- westchnąłem - Więc wampir może zajść w ciąże z innym wampirem lub człowiekiem. Lecz nie może być to zwykły człowiek. Musi on być istotą nadprzyrodzoną. Czyli np. : Bonnie - bo jest czarownicą, Elena - bo jest sobowtórem.
Gapiła się na mnie z wyrazem oszołomienia na twarzy.
- Sama chciałaś wiedzieć. A no i jest jeszcze coś. A dokładnie to dwa cosie. 1)Istota, kobieta czy wampirzyca która zajdzie w ciąże może zginąć przy porodzie . Rzadko przeżywają, choć jest parę sposobów by ocalić samice.Ciąża przebiega jak u człowieka. 2) Jest określony czas .Może to się stać raz na 500 lat. W pierwszy dzień wiosny. Matka natura jednak nie nienawidzi naszego gatunku , aż tak bardzo.
Caroline przez długi czas naszej jazdy rozmyślała nad mymi słowami. Nie sądziłem , że to aż tak nią wstrząśnie.
Byliśmy już u niej na podjeździe. Oboje przedłużaliśmy jej odejście.
- Czy było dużo takich przypadków? Wampirzych dzieci?
- Tylko jeden. Mój brat Kol związał się z pewną wampirzycą. Mieli dziecko, córeczkę - uśmiechnąłem się tęsknie - Amelii. Była śliczna, traktowałem ją jak własne. Historia trochę jak ze Zmierzchu.- pokręciłem głową - Przestała się starzeć ciągu 20 lat. Miała swoje dziecko, z śmiertelnikiem; a ono swoje. W końcu wampirzy gen został w linii Amelii w znikomej ilości. Ród Kola wciąż był lepszy, doskonalszy od innych. Wiesz szybkość czy wyostrzone zmysły, upodobnione do krwistych steków. Ale nie było to już tak różnica jak kiedyś.
Wow. - skwitowała - Może wejdziesz?
Byłem szczerze zaskoczony.
-Yyy... - zacząłem jąkając się - Z przyjemnością.
Z uśmiechem szedłem za ukochaną ścieżką usypaną ze żwiru. Światło paliło się w kuchni.
- Czy twoja mama jest w domu? - zapytałem podejrzliwie.
- Chyba tak, może robi kolacje niespodzianki. W razie czego jesteś zaproszony.
-Nie... Czuł bym się nieswojo. Twoja mama na pewno nie chciałaby mnie widzieć u boku swojej córki.
- Ona cię lubi. Ostatnio nawet o tobie mówiła, że jesteś zaangażowany w sprawy ochrony środowiska i zwierząt.
Staliśmy na werandzie.
- A, tak. - spuściłem głowę zawstydzony. - Miałaś się nie dowiedzieć.
- To nic złego. Wręcz przeciwnie. To bardzo szlachetne.
Uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo.
- Więc zasługuję na zapłatę. - Łobuzerski uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- No, chyba masz rację.
Pochyliliśmy się do pocałunku. Wczepiliśmy się w siebie jakby już nie mieli się spotkać. Całowaliśmy się namiętnie, łapczywie. Ostatnie wydarzenie wstrząsnęły nami , potrzebowaliśmy swej bliskości. Nagle wszystko prysnęło jak czar. Drzwi się otworzyło i stanął w nich Tyler.Gdy zobaczył, że jesteśmy w siebie wtuleni odezwał się w nim wilk. Rzucił się by nas rozdzielić. Powaleni na drewnianą podłogę szybko wstaliśmy gotowi do walki. A raczej tylko ja. Caroline z skamieniałą z rozpaczy i żalu twarzy wciąż leżała na podłodze. Tyler i ja walczyliśmy zaciekle. Parę razy próbował mnie ugryźć, ale dzięki mojej zręczności i sile pozbawiłem go szans na kolejny zamach. Nie mogłem go skrzywdzić. Wiedziałem, że Caroline wciąż coś do niego czuje. To sprawiłoby jej zbyt wiele bólu.
Przygwoździłem go do podłogi, lecz ten się wyrwał i z zawrotną szybkością ruszył w stronę Caroline i ugryzł ją. ON! Ten którego kochała. Ciągle miała nadzieję, a ten skurwysyn najzwyczajniej w świecie ją ugryzł. Nie opisując już późniejszych zdarzeń związanych z tym jak go sprałem i wyrzuciłem na zbity pysk, podniosłem Caroline i wszedłem do jej domu by zaopiekować się ją i kochać jak nie kochałem jeszcze nigdy nikogo. Jej mamy nie było w kuchni stała kolacja. Tyler zrobił to wszystko dla niej, ale i pogryzł ją.
Mnie zmieniła , i można to zobaczyć an pierwszy rzut oka.
To co usłyszałem wstrząsnęło mną. Nie powinno ,lecz wiedziałem co przeżywa Damon. Widziałem wyraz twarzy Caroline, jej rozpacz z powodu rzeczy, które się wydarzyły i które miały się wydarzyć. Oboje mieli zbolałe miny. Nie mogąc dłużej na to patrzeć, zabrałem Caroline, a Damona i Josepha pozostawiłem by wyjaśnili sobie swe sprawy. Dobrze wiedziałem jak to jest mieć tajemnice w rodzinie. To one i ja sam ją zniszczyliśmy. Tak bardzo jej pragnąłem, że popełniłem wiele błędów. Przeze mnie się rozpadła. Wszyscy, moi bracia, siostra i matka obwiniali mnie za to.Ale nie miałem im tego za złe. Ja tylko chciałem połączyć moją rodzin. Tyle, że trochę mi to nie wyszło.
Gdy prowadziłem moją ukochaną do auta, próbowała się wyrwać.
-Caroline, posłuchaj. Oni muszą być sami, pogadać, wyjaśnić sobie wszystko. Nie jesteś tam potrzebna. Proszę cię, daj się odwieść do domu. Musisz odpocząć.
Po tych namowach złagodniała i dała się przypiąć pasem. Obszedłem samochód i wsiadłem za kierownice.
- Dziękuję ci.- powiedziała odwracając się do mnie lekko drżącym głosem.
- Za co?- spytałem szczerze zdziwiony.
- Za to, że mnie stamtąd wyciągnąłeś. Nie wiem jak długo bym jeszcze wytrzymała.To co czeka Elenę.Bo... Jak to w ogóle możliwe?
- Wiem co czujesz. Sam przez to przechodziłem.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie Klausie - jej wzrok był twardy jak stal. Musiałem się ugiąć.
- Miałem nadzieję , że nie będziesz tego drążyć. Dobra, ale to co ci powiem, wiem tylko moja rodzina i parę naprawdę starych wampirów.- westchnąłem - Więc wampir może zajść w ciąże z innym wampirem lub człowiekiem. Lecz nie może być to zwykły człowiek. Musi on być istotą nadprzyrodzoną. Czyli np. : Bonnie - bo jest czarownicą, Elena - bo jest sobowtórem.
Gapiła się na mnie z wyrazem oszołomienia na twarzy.
- Sama chciałaś wiedzieć. A no i jest jeszcze coś. A dokładnie to dwa cosie. 1)Istota, kobieta czy wampirzyca która zajdzie w ciąże może zginąć przy porodzie . Rzadko przeżywają, choć jest parę sposobów by ocalić samice.Ciąża przebiega jak u człowieka. 2) Jest określony czas .Może to się stać raz na 500 lat. W pierwszy dzień wiosny. Matka natura jednak nie nienawidzi naszego gatunku , aż tak bardzo.
Caroline przez długi czas naszej jazdy rozmyślała nad mymi słowami. Nie sądziłem , że to aż tak nią wstrząśnie.
Byliśmy już u niej na podjeździe. Oboje przedłużaliśmy jej odejście.
- Czy było dużo takich przypadków? Wampirzych dzieci?
- Tylko jeden. Mój brat Kol związał się z pewną wampirzycą. Mieli dziecko, córeczkę - uśmiechnąłem się tęsknie - Amelii. Była śliczna, traktowałem ją jak własne. Historia trochę jak ze Zmierzchu.- pokręciłem głową - Przestała się starzeć ciągu 20 lat. Miała swoje dziecko, z śmiertelnikiem; a ono swoje. W końcu wampirzy gen został w linii Amelii w znikomej ilości. Ród Kola wciąż był lepszy, doskonalszy od innych. Wiesz szybkość czy wyostrzone zmysły, upodobnione do krwistych steków. Ale nie było to już tak różnica jak kiedyś.
Wow. - skwitowała - Może wejdziesz?
Byłem szczerze zaskoczony.
-Yyy... - zacząłem jąkając się - Z przyjemnością.
Z uśmiechem szedłem za ukochaną ścieżką usypaną ze żwiru. Światło paliło się w kuchni.
- Czy twoja mama jest w domu? - zapytałem podejrzliwie.
- Chyba tak, może robi kolacje niespodzianki. W razie czego jesteś zaproszony.
-Nie... Czuł bym się nieswojo. Twoja mama na pewno nie chciałaby mnie widzieć u boku swojej córki.
- Ona cię lubi. Ostatnio nawet o tobie mówiła, że jesteś zaangażowany w sprawy ochrony środowiska i zwierząt.
Staliśmy na werandzie.
- A, tak. - spuściłem głowę zawstydzony. - Miałaś się nie dowiedzieć.
- To nic złego. Wręcz przeciwnie. To bardzo szlachetne.
Uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo.
- Więc zasługuję na zapłatę. - Łobuzerski uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- No, chyba masz rację.
Pochyliliśmy się do pocałunku. Wczepiliśmy się w siebie jakby już nie mieli się spotkać. Całowaliśmy się namiętnie, łapczywie. Ostatnie wydarzenie wstrząsnęły nami , potrzebowaliśmy swej bliskości. Nagle wszystko prysnęło jak czar. Drzwi się otworzyło i stanął w nich Tyler.Gdy zobaczył, że jesteśmy w siebie wtuleni odezwał się w nim wilk. Rzucił się by nas rozdzielić. Powaleni na drewnianą podłogę szybko wstaliśmy gotowi do walki. A raczej tylko ja. Caroline z skamieniałą z rozpaczy i żalu twarzy wciąż leżała na podłodze. Tyler i ja walczyliśmy zaciekle. Parę razy próbował mnie ugryźć, ale dzięki mojej zręczności i sile pozbawiłem go szans na kolejny zamach. Nie mogłem go skrzywdzić. Wiedziałem, że Caroline wciąż coś do niego czuje. To sprawiłoby jej zbyt wiele bólu.
Przygwoździłem go do podłogi, lecz ten się wyrwał i z zawrotną szybkością ruszył w stronę Caroline i ugryzł ją. ON! Ten którego kochała. Ciągle miała nadzieję, a ten skurwysyn najzwyczajniej w świecie ją ugryzł. Nie opisując już późniejszych zdarzeń związanych z tym jak go sprałem i wyrzuciłem na zbity pysk, podniosłem Caroline i wszedłem do jej domu by zaopiekować się ją i kochać jak nie kochałem jeszcze nigdy nikogo. Jej mamy nie było w kuchni stała kolacja. Tyler zrobił to wszystko dla niej, ale i pogryzł ją.
Mnie zmieniła , i można to zobaczyć an pierwszy rzut oka.
***
- Ja umieram. - Caroline już nad sobą nie panowała.
- Będziesz żyła. Musisz żyć. Dla mnie. - mnie samemu stanęły łzy w oczach.
Jej spływały już strumieniami po policzkach.
- Przytul mnie.
Nie miałem serca odmówić. Delikatnie wziąłem ją w ramiona i pocałowałem w czoło z mocą.
- Czemu to się dzieje tak szybko?
-Każde ugryzienie cię osłabia najdroższa. Kolejnym razem możesz umrzeć bez szybkiej interwencji.
- Więc jest duża szansa, że kolejny raz będzie moim ostatnim. Długo z tobą nie pobędę - uśmiechnęła się smutno.
- Nie dopuszczę do tego.
Podniosłem rękę by mogła wczepić się ustami w mój nadgarstek.
- Przyrzekam. - Szczerość mych słów chyba do niej przemówiły. - A teraz pij ukochana.
Twarz jej pociemniała i wbiła kły w me żyły przesycona strachem. Nie było to tak bolesne jak wtedy, w moim pokoju, ale i nie tak podniecające. Zresztą to nie o to chodziło, tylko o to by wyzdrowiała.
Nie piła długo, wzięła dwa lub trzy łyki i wypuściła mój nadgarstek z okowów swojego wciąż słabego uścisku.
- Lepiej? - spytałem z troską, lepiej okrywając ją kocem.
- Tak, dziękuję. - jej wdzięczność nie miała granic.
Nie miała sił by coś więcej zrobić, powiedzieć, więc tylko nawet nie wysuwając się mi z ramion usnęła.
Czuwałem nad nią przez całą noc.Wieczór był ciężki, lecz późniejsza noc jeszcze gorsza. Umierałem ze strachu, o nią. Co jakiś czas Caroline krzyczała przez koszmary które ją dręczyły. Już raz była taka sytuacja. Niecałe dwa miesiące temu. Wtedy całą winę ponosiłem ja. Tylko i wyłącznie ja. Nasłałem Tylera by ją ugryzł. Okazało się to jednak całkiem dobrym posunięciem, gdyż później ją uratowałem i była mi wdzięczna. Ja to tylko wykorzystałem. Zresztą sami wiecie co było dalej.
***
Gdy wszedłem do jej pokoju, leżała zbyt słaba by się gwałtownie ruszyć. Na szafce nocnej stały kartki urodzinowe. Podszedłem do niej, a ona uniosła powieki.
-Zabijesz mnie?
-Zabijesz mnie?
Nie byłem zaskoczony tym pytaniem, ale mnie poruszyło.
- W twoje urodziny? - troszkę urażony spytałem - Naprawdę tak nisko mnie oceniasz?
- Tak. - te słowa mnie zabolały.
Chwyciłem koc którym była okryta i odsłoniłem ramię w które została ugryziona przez Tylera.Caroline przymknęła powieki, zaczęła się lekko trząść. Westchnąłem.
- Źle to wygląda.
Jej rana była już zaawansowana, jakby zakażona.
- Przepraszam - zacząłem - Zostałaś tak zwaną szkodą uboczną. To nic osobistego.
Dotknąłem bransoletki na jej nadgarstku, a ona spojrzała na mnie z bólem w oczach, który widziałem przez całe nasze spotkanie.
- Kocham urodziny.
- Taa. Ty masz około... miliarda czy coś takiego.
- Musimy dostosować twoje poczucie czasu, kiedy jesteś wampirem, Caroline.
Uśmiechnąłem się.
- Celebrować fakt, że już nie jesteśmy ludzkimi konwekcjami. Jesteś wolna.
Słuchała uważnie.
- Nie. Ja umieram - stwierdziła.
Przysiadłem na skraju jej łóżka i spojrzałem w oczy mojej rozmówczyni.
- Mogę pozwolić ci umrzeć. Jeśli tylko tego chcesz.Jeśli naprawdę wierzysz, że twoje życie nie ma sensu.
Jej umysł pracował na pełnych obrotach, a mi w oczach zabrały łzy. Zresztą w jej także.
- Sam o tym myślałem raz czy dwa. Przez wieki, prawdę mówiąc.
Schyliłem się ku twarzy Caroline i dostrzegłem na niej smutek, ale dalej ciągnąłem.
- Ale zdradzę ci mały sekret. Tam czeka na ciebie cały... świat. Wielkie miasta, sztuka i muzyka.
Dotknąłem kolejny raz ozdoby na jej ręku i intensywnie spojrzałem jej w oczy.
- Prawdziwe piękno. I możesz mieć to wszystko. Możesz mieć tysiące urodzin. Wszystko co musisz zrobić to zapytać.
Łzy spływały po policzkach Caroline.
- Nie chcę umierać. - szlochała.
Podciągnąłem rękaw, chwyciłem ją i delikatnie uniosłem opierając o mój tors. Podsunąłem nadgarstek do jej ust.
- Proszę bardzo kochana. Częstuj się.
Wgryzła się.
- Wszystkiego najlepszego, Caroline.
- W twoje urodziny? - troszkę urażony spytałem - Naprawdę tak nisko mnie oceniasz?
- Tak. - te słowa mnie zabolały.
Chwyciłem koc którym była okryta i odsłoniłem ramię w które została ugryziona przez Tylera.Caroline przymknęła powieki, zaczęła się lekko trząść. Westchnąłem.
- Źle to wygląda.
Jej rana była już zaawansowana, jakby zakażona.
- Przepraszam - zacząłem - Zostałaś tak zwaną szkodą uboczną. To nic osobistego.
Dotknąłem bransoletki na jej nadgarstku, a ona spojrzała na mnie z bólem w oczach, który widziałem przez całe nasze spotkanie.
- Kocham urodziny.
- Taa. Ty masz około... miliarda czy coś takiego.
- Musimy dostosować twoje poczucie czasu, kiedy jesteś wampirem, Caroline.
Uśmiechnąłem się.
- Celebrować fakt, że już nie jesteśmy ludzkimi konwekcjami. Jesteś wolna.
Słuchała uważnie.
- Nie. Ja umieram - stwierdziła.
Przysiadłem na skraju jej łóżka i spojrzałem w oczy mojej rozmówczyni.
- Mogę pozwolić ci umrzeć. Jeśli tylko tego chcesz.Jeśli naprawdę wierzysz, że twoje życie nie ma sensu.
Jej umysł pracował na pełnych obrotach, a mi w oczach zabrały łzy. Zresztą w jej także.
- Sam o tym myślałem raz czy dwa. Przez wieki, prawdę mówiąc.
Schyliłem się ku twarzy Caroline i dostrzegłem na niej smutek, ale dalej ciągnąłem.
- Ale zdradzę ci mały sekret. Tam czeka na ciebie cały... świat. Wielkie miasta, sztuka i muzyka.
Dotknąłem kolejny raz ozdoby na jej ręku i intensywnie spojrzałem jej w oczy.
- Prawdziwe piękno. I możesz mieć to wszystko. Możesz mieć tysiące urodzin. Wszystko co musisz zrobić to zapytać.
Łzy spływały po policzkach Caroline.
- Nie chcę umierać. - szlochała.
Podciągnąłem rękaw, chwyciłem ją i delikatnie uniosłem opierając o mój tors. Podsunąłem nadgarstek do jej ust.
- Proszę bardzo kochana. Częstuj się.
Wgryzła się.
- Wszystkiego najlepszego, Caroline.
***
To jedna z niewielu, albo jedyna które mogę opowiedzieć nie wahając się ile mogę powiedzieć.
Długo oczekiwany rozdział. Takie trochę przypomnienie jak to kiedyś było. Podoba się? krótko ale jakoś tak... sama nie wiem
Zapraszam do komentowania!
MordSith
To Chyba najlepszy rozdział ;) Czekam na następny .Kiedy będzie ? : D
OdpowiedzUsuńŚwietny , a nawet genialny ! Pięknie piszesz i mam nadzieję , że następny rozdział będzie szybko .
OdpowiedzUsuńGłupi Tyler ! Daj mi go a ja już się nim zajmę ! :D Coraz lepiej ci idzie powodzenia z kolejnym rozdziałem WENY:D
OdpowiedzUsuńIkk
Wow, po prostu ŚWIETNE! Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńTo świetny blog! Jest tu wszytko co kocham : niebezpieczny i bezwzględny wampir, a nawet dwa (Klaus i Damon) i niebezpieczna miłość... Ciekawe co stanie się z Eleną i jak przeżyje atak wilkołaka Caroline? czekam na NN [real-dream]
OdpowiedzUsuńTeż uważam że ten rozdział jest najlepszy, ale następne będą jeszcze lepsze! ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że rozwiniesz te wątki o które cię błagam, i dodasz tą postać ... ;D
Zapraszam na mojego bloga, NN:
http://vamp-miss.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
Słuchaj, jeżeli już się zabierasz za historię, gdzie jednym z głównych bohaterów jest Klaus - wampir liczący sobie dobre 1ooo lat - to błagam, chociaż spróbuj odzwierciedlić jego specyficzny sposób bycia i wysławiania się. W związku z tym określenia typu "szanowne jadaczki" w ogóle nie wchodzą w grę.
OdpowiedzUsuńW takich chwilach mam wrażenie, że czytam o marnej podróbce Klausa. Ale taki jest urok XXI wieku... -,- Wszystko co piękne i ujmujące, staje się przysłowiowym "szajsem". Popracuj jeszcze nad ortografią. Pisze się "pomoŻe" od "pomaGać", nie pomoRZe - chyba, że chodzi ci o województwo.
Powodzenia w dalszym pisaniu.